Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/98

Ta strona została skorygowana.
94

Przerwał jej szczęk stłuczonej porcelany. Chcąc wziąć some kwiat do sukni, trąciła niezręcznie wazon japoński, który upadł, rozbijając się w kawałki.
— Bądź tak dobra, zawołaj Yamę, by zebrał te szczątki, rzekła Flora do swej towarzyszki, wychodząc z pokoju.
Mary również wyszła i udała się do pokojów służbowych. Spotkawszy Yamę, kazała mu zmieść szczątki wazonu a sama udała się do hallu, obok salonu.
Właśnie pani Travis wyszła, by wydać jakieś rozporządzenia, a Flora i Maks Lamar znajdowali się sami. Siedząc obok siebie na dużej kanapie, rozmawiali z ożywieniem.
Niezauważona przez nich Mary, prześlizgnęła się przez hall i stanęła niedaleko Flory za portjerą.
— Musiał pan zapewne widzieć wiele rzeczy dziwnych i okropnych, — mówiła Flora, — ponieważ pan, panie doktorze, prócz zawodu lekarza sądowego, zajmuje się również i... sprawami policyjnemi?
— Tak proszę pani, — odpowiedział spokojnie Maks Lamar. — Zdarzyło mi się niedawno, iż musiałem pomagać policji i ośmielam się pozwolić sobie postawić pani pytanie, dotyczące sprawy, którą zajmuję się obecnie.
— Pytanie? Mnie? — spytała Flora pozornie bardzo zdumiona.
— Tak, pytanie bardzo ważne. Proszę mi powiedzieć, czy wczoraj, w chwili, gdyśmy się spotkali, nie zauważyła pani w parku kobiety zawoalowanej na czarno?
Mimo całego panowania nad sobą, Flora nie mogła ukryć lekkiego pomieszania.
— Zaraz, zaraz, — powiedziała. — Ależ tak, owszem! — Zdaje mi się, że na chwilkę przed naszem spotkaniem widziałam kobietę w grubej żałobie, idącą krokiem bardzo spiesznym...