— Jeśli te informacye mogą się panu na coś przydać, to…
— Jedna jest mi koniecznie potrzebna… Mur, służący obecnie za ekran, został zrekonstruowany przez pańskiego wuja w ten sposób, że u podstawy tworzy pewien kąt nachylenia.
— Tak jest.
— Z drugiej strony wedle pańskiego mniemania Noel Dorgeroux miał zamiar zbudować drugi amfiteatr w swoim ogrodzie, przyczem za ekran miała mu służyć odwrotna strona tego samego muru. Nie prawdaż?
— Istotnie.
— Oto właśnie mi chodziło. Czy zauważył pan, że i po drugiej stronie był ten sam kąt nachylenia?
— Tak jest, zauważyłem…
— A zatem — rzekł Benjamin Prevotelle — mamy dowód jasny. Noel Dorgeroux i ja rozumujemy jednakowo… Źródłem ukazywania się obrazów nie jest bynajmniej sam mur. Przyczyna leży gdzieindziej… I ja wykażę, jaka to przyczyna. Gdyby pan Massignac chciał mi iść trochę na rękę…
— Pan Massignac został dzisiejszego wieczoru porwany — oświadczyłem.
— Porwany?! Jakto? co pan mówi?
— Tak porwany! I sądzę, że amfiteatr zostanie zamknięty aż do nowego rozporządzenia.
— Ależ to straszne!… to okropne!… Jakto zatem nie mógłbym stwierdzić prawdziwości mej hypotezy?!.. Cudowne wizye nie ukazałyby się już więcej?! Nie! to niemożliwe! Przecież… przecież nikt prócz Massignaca nie zna zawierającej rozwiązanie formuły!… — Nie! nie! trzeba za wszelką cenę… Hallo! Hallo!.. proszę pani, niech pani nie przerywa!… jeszcze chwilę… Powiem panu całą prawdę… Cztery słowa, wystarczą... Hallo… hallo…
Głos Benjamina Prevotelle ucichł nagle — właśnie w tej chwili, kiedy w najwyższem naprężeniu nerwów oczekiwałem magicznych słów.
Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.