Velmot, dotykało okiennicy. Mogłem więc i ja czytać z nim razem — wprawdzie nie koniec artykułu redakcyjnego, ale sam pamiętnik Prevotelle’a.
„Proszę was, czcigodni panowie, abyście ten mój pamiętnik traktowali jako krótki wstęp do dzieła o większej doniosłości, do całego szeregu dzieł, jakie bezwątpienia ukażą się we wszystkich krajach osnute na podstawie tej skromnej przedmowy.“
Redaguję to w pośpiechu — i w gorączce improwizacyi. Bezwątpienia więc nie brakuje tu luk i niedomówień, spowodowanych małą stosunkowo ilością obserwacyi i zaciętym uporem pana Teodora Massignaca, który stanowczo odmawiał wszelkich dodatkowych wyjaśnień.
Ale doniosłe znaczenie cudownych wizyi skłoniło mnie do ogłoszenia rezultatów badań — wielce jeszcze niekompletnych. Sądzę, że podając je do wiadomości publicznej przyczynię się do odkrycia prawdy i uspokojenia wzburzonych umysłów.
Wysiłki moje zaczęły się od chwili ogłoszenie pierwszych rewelacyi pana Wiktoryna Beaugrand. Zebrałem starannie wszystkie jego słowa, zanalizowałem wszystkie jego wrażenia. Postarałem się zapoznać z całym materyałem doświadczalnym Noela Dorgeroux. Dokładne zbadanie i przemyślenie tych rzeczy doprowadziło mnie do tego, że na pierwszy seans w Enclos przybyłem nie jako jeden z tysięcy gapiów, żądnych emocyi i sensacyi, ale z planem gotowym i dojrzałym, z kilku precyzyjnemi narzędziami pracy, które ukryłem starannie pod ubraniem.
Więc przedewszystkiem aparat fotograficzny. To nie było łatwem do przeprowadzenia. Teodor Massignac był ostrożny i nieufny i zabronił wstępu najmniejszym nawet aparacikom. Udało mi się jednak. Chciałem otrzymać definitywna odpowiedź na pytanie: czy może obrazy w Enclos są wynikiem suggestyi indywidual-