ków, ani obelżywych wykrzykników. Z całą powagą oczekiwano tego, co ma nastąpić, przyczem nikt nie wątpił, że to nastąpi. Widzowie, zajmujący wyższe miejsca (wśród nich i ja się znalazłem) podnosili często wzrok ku górze. Na niebie czystem, bez chmur, błyszczała Wenus. Gwiazda wieczoru.
Co za wrażenie! Poraz pierwszy ludzie mieli pewność, że patrzą na nich oczy, które nie są ich własnemi i że czuwają nad nimi umysły, różniące się od umysłów mieszkańców ziemi. Poraz pierwszy odczuwali w dotykalny sposób bezpośrednią łączność z ogromem przestrzeni międzygwiezdnych, zaludnionych dotychczas przez fantastyczne marzenia i nieokreślone nadzieje. Stamtąd, od tych gwiazd dalekich biegło ku nam posłannictwo.. To już nie legendy, nie widma, ale żywe istoty przemawiały do nas żywym i zrozumiałym językiem plastycznych obrazów i usiłowały utórować sobie drogę do stałego porozumienia się z nami.
Wreszcie po chwili oczekiwania ukazały się Oczy — Troje Oczu… Tego dnia miały one wyraz niezwykłej łagodności i słodyczy, płonęły zda się miłością i budziły w sercach naszych silny oddźwięk sympatyi. Co oznaczały te oczy kobiece pełne uśmiechów i obietnic rozkosznych.
W miłem podnieceniu oczekiwaliśmy uroczych rozkosznych scen, jakie miały przesunąć się po ekranie.
Obserwowałem moich sąsiadów. Wszyscy — tak samo jak i ja powyciągali szyje w stronę ekranu. Zauważyłem dwóch młodzieńców pobladłych jak płótno. Jakaś kobieta, której twarz zakrywał welon żałobny podniosła chusteczkę do oczu, gotowa wybuchnąć płaczem.
Ukazał się nam naprzód krajobraz w pełnem słońcu, krajobraz włoski o gorącym kolorycie.. Po zapylonej drodze pędzili na koniach jeźdźcy w mundurach, noszonych przez żołnierzy w epoce Rewolucyi. Jeźdźcy ci towarzyszyli kolasie zaprzężonej w cztery konie.
Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.