Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/103

Ta strona została przepisana.

— Ona najpierw. Ten łotr przysiągł, że się zemści, że Izabella będzie jego żoną.
— Ale co tu począć? Gdzie jej szukać? wołał Szymon z rozpaczą.
W tej właśnie chwili nadbiegł zadyszany Dżim, prowadząc człowieka, którego Szymon rozpoznał jako służącego u lorda Bakefield.
— Służący, zawołał Dzim... ten, który pilnował koni, odnalazłem go wśród skał... widzi pan? o, tam! Związano go, a konie znajdowały się w tej grocie...
Szymon przerwał chłopcu.
— Miss Bakefield?
— Porwano, odpowiedział służący. Porwany też i lord.
— Ach! zawołał Szymon.
Służący odpowiadał:
— Rolleston jest ich przywódcą... Willred Rolleston... Zbliżył się do mnie, gdy o świcie oporządzałem konie i zapytał, czy lord Bakefield jest jeszcze na okręcie. Nie czekając odpowiedzi rzucił się na mniesz ludźmi swymi, skrępował i kazał przynieść mnie tutaj, gdzie przygotował zasadzkę na milorda i jego córkę. Nie mieli żadnych skrupułów, by w obecności mojej mówić o wszystkiem i stąd dowiedziałem się, że William i Charlie, którzy mieli nas dogonić i powiększyć eskortę, zostali przez nich napadnięci i zamordowani. Dowiedziałem się również, że zamiarem Rollestona było zatrzymać miss Izabellę jako zakładnika, a milorda wysłać do Paryża, do jego bankiera po okup. Potem widocznie zapomnieli o mnie, bo odeszli i usłyszałem dwa strzały. Za chwilę wrócili prowadząc milorda i miss Bakefield ze związanemi rękami.
— O której godzinie to się stało? zapytał Szymon, drżąc z niecierpliwości.
— Około dziewiątej.
— Więc wyprzedzili nas o cały jeden dzień! O nie! W jukach końskich było dużo zapasów, więc zaczęli jeść i popijać, poczem zdrzemnęli się.