Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/105

Ta strona została przepisana.

według zdania Szymona — południowym lub południowowschodnim, to jest w kierunku Francji. Tak sądził też Indjanin.
— Najważniejsze jest, mówił, zbliżyć się do wybrzeża, bo konie mają żywność tylko do jutrzejszego wieczoru. A kwestja wody może też stać się niepokojącą.
— To, co będzie jutro, jest mi najzupełniej obojętne, odpowiedział Szymon.
Jechać trzeba było o wiele wolniej, niż przypuszczali, konie, dość marne, szły bez zapału. A przytem od czasu do czasu musiano się zatrzymywać, by rozpoznawać ślady, splątane i krzyżujące się z innemi, wciąż liczniejszemi, bądź na piasku wilgotnym, bądź też na terenie formacji skalistych. A Szymon rozpaczał za każdem zatrzymaniem się.
Dokoła nich rozciągał się krajobraz, podobny do widzianych przedpołudniem, zaledwie falujący, smutny, monotonny ze swemi cmentarzami szczątków i kadłubów okrętowych. Włóczęgów spotykano na każdym niemal kroku. W przejeździe Antonio rzucał im zapytania. Jeden z nich oświadczył, iż spotkał dwóch jeźdźców i czterech piechurów, otaczających dwa konie, na których przywiązani byli mężczyzna i kobieta. Jasne włosy tej kobiety dotykały ziemi.
— Jak dawno widział ich pan? zagadnął Szymon gorączkowo.
— Czterdzieści — pięćdziesiąt minut — nie więcej, rzekł włóczęga.
Szymon popędził swego konia i puścił się galopem, leżąc prawie na szyji swego wierzchowca, by nie stracić z oczu śladów opryszków. Antonio z trudem mógł go dogonić, podczas gdy Dolores, poważna i smutna, wpatrzona w dal, jechała na równi z Francuzem.
Zmierzch zapadał i czuć było, że noc spadnie nagie z nieruchomej zasłony obłoków.
— Dojedziemy... tak trzeba... tak być musi! powtarzał Szymon. Jestem przekonany, że za dziesięć minut zobaczymy ich.
W kilku słowach opowiedział Dolores wszystko, czego