Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/106

Ta strona została przepisana.

się dowiedział o porwaniu swej narzeczonej. Myśl, że Izabella cierpi, sprawiała mu męczarnie niewysłowione. Rozgorączkowany mózg jego przedstawiał mu ją jako brankę, którą barbarzyńca torturuje z rozkoszą i której skrwawiona głowa bije o kamienie przydrożne. W wyobraźni swej widział wszystkie stopnie agonji i miał wrażenie, że walczy o szybkość ze śmiercią, idzie z nią na wyścigi. Wzrokiem dalekim przecinał tak ostro horyzont, że nie zwrócił uwagi na krzyk Antonia o sto kroków w tyle za nim.
— Koń Antonia padł, zawołała Dolores.
— Antonio nas dogoni, odpowiedział poprostu, nie zatrzymując się.
Od pewnego czasu wjechali na teren bardziej sfalowany, gdzie wydmy piasczyste wznosiły się i opadały na podobieństwo zastygłych w biegu bałwanów morskich. Pochyłość dość stroma prowadziła w dolinę, napełnioną wodą, na brzegu której wyraźnie zaznaczały się ślady. Pojechali w tym kierunku, obierając jako cel punkt na brzegu przeciwległym.
Woda, dochodząca zaledwie do pęcin końskich, płynęła spokojnie na prawo. Lecz gdy przebyli może trzecią jej część Dolores podcięła konia.
— Spieszmy się, rozkazała. Proszę popatrzeć na lewo.
Na lewo cała szerokość doliny była zabarykadowana przez wezbraną wodę, rozlewającą się długą pieniącą się falą Fenomen zresztą bardzo naturalny: wskutek wielkiego kataklizmu, wody szukały równowagi i wybierały najniżej położone ziemie. Przypływ ten, zresztą, odbywał się w sposób dość powolny, tak, że nie potrzebowali obawiać jego skutków. Jednakże konie zdawały się pogrążać. Porwani prądem musieli zboczyć na prawo, a tymczasem brzeg przeciwległy wciąż się oddalał, zmieniał widok i kierunek, zależnie od prądu rzeki. Kiedy wreszcie stanęli na lądzie, dłuższy czas musieli uciekać przed następującą za nimi wodą, przyśpieszać kroku i jechać pomiędzy murami utworzonymi z dwóch wzniesień naniesionego i wysuszonego mułu, inkrustowanymi miljardami muszelek.