Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/113

Ta strona została przepisana.

Mazzani, Forsetta i ja... zupełnie tak, jak się stało, z tym samym splotem ruchów i słów... aż do ciosu sztyletem!... To młodszy Mazzani sam mię tego nauczył i często mi powtarzał: „Brawo, Dolores, jeżeli kiedy w rzeczywistości wypadnie ci odegrać scenę porwania, to żal mi twego przeciwnika...
— Spieszmy się, rzekł krótko Szymon. Być może, iż Mazzani zechce pomścić swego brata, a taki człowiek jak Forsetta też nie zaniecha swego...
Pojechali dalej i odnaleźli kabel. Szymon szedł pieszo tuż za Dolores. Widział jej twarz poważną w obramowaniu czarnych włosów. Kapelusz zgubiła gdzieś w drodze, również bolero pozostało przy siodle konia, zabranego przez Indjanina. Pod cienką bluzką jedwabną zaznaczały się jej piękne kształty. Karabin ciężko przecinał linję pleców.
Znów obszar kamienisty ciągnął się w nieskończoną dal, przerywany jedynie rozbitemi szczątkami statków i sylwetami snujących się poszukiwaczy szczęścia. Nad głowami chmury. Od czasu do czasu warczenie samolotu.
W południe Szymon obliczył, że pozostaje im jeszcze około pięciu czy sześciu mil do zrobienia i że przed nocą dotrą do Dieppe. Dolores, która zsiadła z konia i szła obok Szymona, oświadczyła:
— My, owszem, dojdziemy... Koń nie... Padnie przedtem.
— Niech tak będzie! zadecydował Szymon. Bo chodzi tylko o to, abyśmy my doszli.
Między kamieniem miejscami ukazywał się piasek, gdzie widać było odbicia kopyt dwu koni, snujące się również wzdłuż kabla, ale w przeciwnym kierunku.
— Jednakże nie spotkaliśmy nigdzie jeźdźców, zauważył Szymon. Co pani o tem sądzi?
Dolores nie odpowiedziała, za chwilę jednak, gdy znaleźli się znów na wzgórzu, wskazała mu szeroką rzekę, zamykającą im przejazd. Co więcej, zobaczyli, że płynie od ich strony prawej ku lewej, a gdy się jeszcze zbliżyli, ujrzeli, że rzeka ta była zupełnie podobna do tej, nad którą nocowali. Ta sama