Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/116

Ta strona została przepisana.

dowi... I nic mi pani nie powiedziała? Co więcej... tak... ten kabel, to pani mi go wskazała... Pani mię skierowała na południe, do Francji... I oto z powodu pani straciliśmy znów praw ie cały dzień.
I wciąż trzymając dłoń jej w swojej i patrząc w jej oczy, mówił dalej:
— Dlaczego pani uczyniła to wszystko? Przecież to zdrada ohydna, którą trudno nazwać!... Proszę powiedzieć, w jakim celu postąpiła tak pani? Przecież widocznem pani było, że kocham miss Bakefield, że grozi jej straszne niebezpieczeństwo i że dzień stracony — to dla niej hańba, śmierć... Więc...
Zamilkł... Czuł bowiem, że obojętny wygląd, na który siliła się Dolores, jest sztuczną powłoką, że jest ona do głębi wstrząśnięta i wzruszona, że panuje nad nią całą potęgą mężczyzny. Kolana jej ugięły się i pozostało w niej jedynie pod danie się, słodycz i żal. W tych wyjątkowych okolicznościach, w jakich się znajdowali, nic nie hamowało przyznania się do winy, rzekła więc wzruszona:
— Proszę mi przebaczyć! Nie zdawałam sobie sprawy i nie myślałam, że pan... myślałam tylko o panu... o panu i o mnie... Tak, od chwili pierwszego naszego spotkania onegdaj porwało mnie uczucie, silniejsze ponad wszystko... Nie wiem dlaczego... To pański sposób postępowania... pańska delikatność... Kiedy pan zarzucił swoją kurtkę na moje ramiona obnażone.
Ja nie jestem przyzwyczajona, by ze mną tak postępowano... Pan mi się wydał taki inny od wszystkich... A wieczorem, w kasynie, tryumf pana upoił mię... Od tego czasu życie moje idzie ku panu... Nigdy jeszcze tego nie odczuwałam... Mężczyźni... mężczyźni są źli dla mnie... gwałtowni... straszni... uganiają za mną jak zwierzęta... Nienawidzę ich!... Pan... pan... to zupełnie co innego... Czuję się przy panu jak niewolnica... chciałabym podobać się panu... A każdy ruch pana pogrąża