bałam się... A przecież nie powinnam była się obawiać, bo pan obiecał mnie wyratować... Ach, panie! Jakże panu jestem wdzięczna!
— Zrobiłem to, co każdy inny na mojem miejscu byłby uczynił. Niech pani nie dziękuje.
Chciał odsunąć się od niej. Lecz Dolores przetrzymała go za rękę i po chwili milczenia, wyjąkała:
— Ta, którą wódz nazywa piękną Indjanką ma inną nazwę, nadaną jej w ojczyźnie. Czy mam wymienić tę nazwę?
— Jaką nazwę?
Cichym szeptem nie spuszczając z niego palących oczu, rzekła:
— „Nagroda Wodza“.
Doprawdy, był chyba bardzo naiwny, jeżeli już dawniej nie pomyślał sobie, że ta piękna kobieta nosi takie miano! Ze jest ona zdobyczą, o którą każdy walczy zaciekle, że jest więźniem, którego ratuje się za każdą cenę i że swem smagłem posągowem ciałem i czerwonemi ustami przedstawia ona istotnie najcudniejszą nagrodę!
Objęła go za szyję swemi pieszczotliwemi ramionami i chwilę tak stali nieruchomie w niepewności tego, co ma nadejść. Lecz obraz Izabelli stanął wyraźnie w umyśle Szymona. Przypomniał sobie przysięgę, jakiej żądała: „Ani chwili wahania, Szymonie! Nie przebaczyłabym nigdy!”
Odsunął dziewczynę, mówiąc:
— Niech pani odpocznie — mamy długą drogę przed nami!
Dolores odeszła w milczeniu, potem zbliżyła się do rzeki, zaczerpnęła dłonią wody i umyła twarz. Poczem, nie zwlekając, zabrała się do pracy, przeszukując zapasy rannych i zabierając od nich amunicję i żywność.
— No, możemy już ruszyć w drogę! rzekła. Mazzani i Forsetta nie umrą z ran, ale są unieszkodliwieni. Pozostawmy ich pod opieką włóczęgów. We czworo potrafią stawić czoło napaściom.
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/133
Ta strona została przepisana.