Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/137

Ta strona została przepisana.

trzydzieści godzin! Że on i ludzie jego mają doskonałe konie i broń, podczas gdy my... A potem, gdzie ich znaleść?
Zacisnął pięście z wściekłością:
— Ach, gdybym wiedział wreszcie, gdzie jest to źródło złota! Jaka odległość dzieli nas? Czy jeden dzień? Czy dwa dni? Co za straszliwa rzecz nic nie wiedzieć! Iść tak naoślep w tym przeklętym kraju!


V.
NAGRODA WODZA.

W przeciągu paru godzin natknęli się na dwa inne trupy. Często było słychać strzały, nie wiadomo skąd padające. Nie spotykali już prawie pojedyńczych włóczęgów, gdyż ci chodzili w grupach po kilku i kilkunastu. Byli to ludzie pochodzący z rozmaitych warstw społecznych i narodowości, którzy łączyli się w celu obrony. Ale w tych przypadkowo zestawionych grupach wybuchały krwawe bójki, gdy tylko znachodzono najmniejszy łup, lub gdy ukazywała się nadzieja łupu. Nie istniała żadna dyscyplina, rządziło wszechmocne praw o silniejszego.
Gdy tylko jakaś z grup włóczących się okazywała chęć zbliżenia się, Szymon udawał, że trzyma karabin złożony do strzału. Nie wdawał się też w żadne rozmowy, chyba z zdaleka i zminą tak odpychającą, że nie wzbudzał najmniejszego zaufania.
Dolores obserwowała go z niepokojem bojąc się doń przemówić. Raz jedynie musiała mu zwrócić uwagę, że zmylił kierunek i dowiodła mu tego. To wywołało między nimi rozmowę i konieczność wytłómaczenia, którego wysłuchał niechętnie i które zakończył mrucząc niecierpliwie:
— Więc cóż z tego? Czy nie wszystko jedno, czy idziemy na prawo, lub na lewo! I tak nic nie wiemy. Nie mamy