Panna miała na sobie suknię białą, bardzo skromną, prostą w kroju, bez żadnych ozdób, tworzących kaprysy mody. Jej odsłonięta szyja, ręce, widoczne poprzez cienki muślin rękawów, twarz i czoło miały ten ciepły odcień, jaki nadaje skórze niektórych blondynek słońce i stałe przebywanie na powietrzu. Złote punkciki igrały w jej prawie czarnych źrenicach. Piękne, jasne włosy, o połysku metalicznym, związane były na karku w ciężki węzeł. Ale szczegółów tych nie dostrzegało się odrazu, oko bowiem z upodobaniem obejmowało całą śliczną, zgrabnie wyrośniętą postać, tworzącą niezwykle harmonijną całość.
Nic dziwnego, że Szymon Dubosc, mimo swej całej odwagi, bladł zawsze trochę pod spojrzeniem pięknej miss Bakefield, chociaż wzrok jej, spoczywający na nim, był łagodny i miękki...
Po przywitaniu Szymon odezwał się:
— Czy jesteś wciąż zdecydowana, Izabello?
— Dziś tak samo jak wczoraj, odrzekła z uśmiechem, a jutro będę jeszcze bardziej może, gdy nadejdzie chwila działania.
— Jednakże... znamy się zaledwie cztery miesiące...
— To znaczy?
— To znaczy, że w chwili, gdy ma się spełnić fakt nieodwołalny, zwracam się do twego rozsądku...
— Nie do mej miłości?... Ależ od chwili, gdy cię kocham, Szymonie, nie mogłam jeszcze zrobić najmniejszego rozdźwięku między moim rozsądkiem a mojem uczuciem. I tak jadę więc jutro rano z tobą razem...
— Izabello...
— Więc wolisz może, żebym jutro wieczorem odjechała z moim ojcem? Podróż ta trwałaby trzy, cztery lata... Ojciec żąda tego odemnie. A teraz wybieraj i decyduj.
— Słowa te, o tak doniosłem dla obojga znaczeniu, padały spokojnie; wzruszeni do głębi, zachowali obojętną maskę twarzy. Samo poczucie bliskości dawało im wielką moc i energję. Izabella, zarówno jak Szymon, odznaczała się pięknym
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —