milczenie. I nagle odgłos strzałów krótkich, pospiesznych, a po tem złośliwe terkotanie karabinu maszynowego...
Wszystko to trwało może dwie lub trzy minuty. Hałas rozpoczął się nanowo i trwał dalej, aż do chwili, gdy Szymon nie usłyszał już wybuchu ogni sztucznych i odgłosu strzałów.
Walczono zapewne dalej. Dobijano rannych wśród przekleństw, krzyków i jęków, a trupy wrzucano do rowu. Tak upłynęły wieczór i noc. Szymon, głodny bardzo, bo nie jadł nic od chwili ostatniego posiłku z Dolores, cierpiał ponadto jeszcze bardzo z powodu braku powietrza, z powodu knebla, ugniatającego mu straszliwie szczękę i z powodu koca, owijającego mu głowę szczelnie, jak kaptur hermetycznie zamknięty. Czyż mają go pozostawić tam, by umarł z głodu, lub uduszony, w tym chaosie ciał lepkich i rozkładających się, w tym piekle, gdzie unosiła się nieokreślona skarga śmierci?
Poprzez zasłonę koca, oczy jego odczuły wstający dzień.
Uśpieni sąsiedzi zaczęli znów się grzebać, jak rojące się robactwo na dnie kałuży. Potem z góry usłyszeli głos:
— Niełatwy do odnalezienia!... Szef ma pomysły!... Tosamo, co wyciągnąć robaka z błota!...
— Weź ten drąg, odezwał się inny głos. Hakiem możesz obracać te ścierwa, jak gałganiarz poszukujący brylantu w kupie śmieci... Niżej, niżej, bałwanie! Przecie od wczoraj rana miał chyba czas znaleść się na spodzie!
Pierwszy głos odpowiedział:
— Jest! Jest! Potem tam, na lewo... to on... Poznaję mój sznur na nim... Zaczekaj, aż go zaczepię...
Szymon uczuł dotknięcie czegoś twardego, co było hakiem od drąga i co zaczepiło o jego więzy. Potem pociągnięto go, tarmosząc niemiłosiernie na wszystkie strony, zaczepiając o nagromadzone trupy i tak wywindowano go na górę. Tutaj związano mu nogi i pchnięciem postawiono, wrzeszcząc:
— No, stać! stać ty, artysto! Z oczami wciąż zawiązanemi uczuł, że chwytają go za plecy i popychają nazewnątrz statku. W ten sposób przeszli
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/148
Ta strona została przepisana.