Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/154

Ta strona została przepisana.

nagle od strony areny nastąpił szereg wybuchów, połączonych z wielkim hałasem. Rozpoczynał się ogień sztuczny z dnia poprzedniego. W mgnieniu oka obraz się zmienił.
Rolleston jakby zupełnie wytrzeźwiały wychylił się przez burtę okrętu i grzmiącym głosem wydawał rozkazy:
— Na barykady! Wszyscy na swoje stanowiska!... Ognia! Ognia dowolnie!... Nie żałować nikogo! Bez litości!
Na pokładzie rozległy się kroki gwardji przybocznej, biegnącej ku schodkom. Kilku, widocznie faworytów, pozostało przy osobie wodza. Więźniów pozwiązywano, a Szymona nowym sznurem przytwierdzono do masztu.
Jednakże mógł on odwrócić głowę i zobaczyć całą przestrzeń areny. Było pusto. Lecz z jednego z czterech kraterów, znajdujących się pośrodku, tryskał wysoko olbrzymi snop wody, pary, piasku i kamieni, rozsypujących się dokoła w szerokim promieniu. Między kamykami temi toczyły się krążki te goż samego koloru — monety złote.
Widok niepojęty, jak z bajki Tysiąca i Jednej Nocy! Szymonowi przypomniały się gejzery Islandji. Zjawisko to najprawdopodobniej dało się wytłómaczyć przyczynami czysto przyrodzonemi, najwidoczniej w tem miejscu właśnie, gdzie nastąpił wybuch natury wulkanicznej, cudowny przypadek nagromadził skarby kilku przed wiekami zatopionych statków, wiozących ładunek złota. Skarby owe, nagromadzone jak woda na powierzchni ziemi, pomału zsuwały się w głąb szerokiego leja, gdzie wrzały obecnie siły nowe, skoncentrowane i działające pod wpływem olbrzymiego kataklizmu.
Szymon odniósł wrażenie, że powietrze się nagrzewa i że temperatura tej kolumny wody jest widocznie dość wysoka, co tłumaczyło fakt, iż nikt nie ośmielał się podsunąć się w po bliże strefy wybuchającego wulkanu.
A przytem wojsko Rollestona zajęło pozycje na linji barykad, gdzie trwała zacięta strzelanina. Tłum włóczęgów, skupiony w odległości stu kroków, rozsypał się w pojedyńcze grupy, które zaczęły się wysuwać naprzód, chcąc brać szturmem bary-