Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/156

Ta strona została przepisana.

wiązał do masztu w ten sposób, iż rogi szmaty, zebrane do przodu i związane w węzły, tworzyły jakby ośle uszy, co znów wywołało ogólną wesołość.
Szymon nie odczuł najmniejszego zdziwienia, że żyje mimo rozstrzelania i że żaden z tych czterech strzałów nie drasnął go nawet. Bo było to jakby dalszym ciągiem nieprawdopodobnego koszmaru, szeregiem wydarzeń nielogicznych, wypadków dziwacznych, niepowiązanych ze sobą, gdzie nic nie można było, ani przewidzieć, ani wyrozumować. W chwili śmierci ocalony został przez okoliczności, również bezsensowne jak te, które zaprowadziły go na próg śmierci. Czy broń nienabita, czy napad litości u katów? — żadne wytłómaczenie nie dawało zadawalniających odpowiedzi.
Instynkt samozachowawczy kazał mu nie uczynić żadnego ruchu, mogącego zwrócić uwagę prześladowców, trwał więc dalej w pozycji trupa, przytrzymywany sznurami na maszcie, z twarzą zasłoniętą pokrwawioną szmatą.
Straszliwy trybunał podjął nanowo swoje funkcje i przyspieszał wyroki masowe, umilając sobie pracę obfitemi libacjami. Przy każdej ofierze — szklanka alkoholu, a wychylenie jej musiało nastąpić jednocześnie z egzekucją. Jęki dogorywających, ohydne żarty, bluźnierstwa, śmiechy, pieśni, wszystko to łączyło się w piekielny hałas, nad którym panował donośny głos Rollestona.
— A teraz powiesić ich, tych truposzówi Żywo, towarzysze! Do roboty! Chcę widzieć tych umrzyków konających na sznurach, gdy wrócę od mojej małżonki! Królowa mnie oczekuje! Za jej zdrowie, towarzysze!
Straż przyboczna odprowadziła ze szklankami w rękach Rollestona do schodów, poczem wróciła, by zabrać się do pracy, którą wódz uznał za konieczną dla steroryzowania tłumu włóczęgów. Krzyki i drwiny katów pozwalały Szymonowi orjentować się w tem, co się działo. Trupy wieszano po koleji, za głowę lub za nogi, a w ręce wtykano im kawałki sztandaru umaczanego we krwi.