Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/158

Ta strona została przepisana.

głód i pragnienie. Uczuł zawrót głowy i byłby upadł, gdyby ktoś nie wziął go pod rękę i nie podprowadził do estrady Rollestona.
Szymon jak przez mgłę spojrzał na litościwego towarzysza: był to marynarz, bosy, w spodniach i bluzie z flaneli niebieskiej, z karabinem przewieszonym przez plecy. Bandaż owijał część jego twarzy.
Szymon szepnął:
— Antonio!
— Pij pan! rzekł Indjanin, podając mu napoczętą butelkę szampana, a tutaj, jest całe pudełko sucharków... Trzeba, aby pan zebrał wszystkie swoje siły...


∗   ∗

Po wstrząsach straszliwego koszmaru, w jakim Szymon znajdował się od całej doby, nie można już było niczemu się dziwić. Cudowne ocalenie? Nie, rzecz zupełnie naturalna. Ze Indjaninowi udało się wśliznąć pom iędzy zaufanych, leżało to w logice faktów, ponieważ celem jego była właśnie zemsta nad Rollestonem za zabójstwo przyjaciela.
— To wyście tak strzelali do mnie i uratowaliście mi życie? zapytał.
— Tak, odpowiedział Antonio. Przybyłem tu wczoraj, gdy Rolleston zaczynał odrzucać tłum, trzech czy czterech włóczęgów, cisnących się do źródeł złota. Ponieważ przyjmował do gwardji swej wszystkich zaopatrzonych w broń, a ja miałem mój karabin, zostałem zaangażowany. Od tego czasu pełnię wartę, włócząc się wszędy, na prawo i na lewo, po barykadach, usypanych wokoło źródeł, po statkach i łodziach. Tym sposobem jestem jednym z mężów zaufania i byłem w pobliżu estrady wodza, kiedy mu przyniesiono papiery, znalezione przy lotniku i dowiedziałem się, że lotnikiem tym jest pan. Wówczas skupiłem całą moją uwagę, by pana uratować i ofiarowałem się jako kat, kiedy chodziło o zastrzelenie pana. Jednakże nie ośmieliłem się uprzedzić pana w obecności Rollestona.