Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/159

Ta strona została przepisana.

— Znajduje się on teraz u miss Bakefield, nieprawdaż? zapytał gorączkowo.
— Tak.
— Czy pan potrafił z nią się skomunikować? Nie, ale wiem, gdzie przebywa.
— Spieszmy się, rzekł Szymon.
Antonio powstrzymał go.
Jeszcze słowo. Co się stało z Dolores, zapytał patrząc Szymonowi prosto w oczy.
Szymon odpowiedział spokojnie:
— Dolores opuściła mię.
— Dlaczego? rzekł Antonio surowo. Tak, dlaczego? Kobieta sama w tym kraju — to przecie śmierć pewna... I pan ją opuścił?
Szymon nie odwrócił głowy i patrząc Indjaninowi śmiało w oczy, odpowiedział poprostu:
— Byłem z Dolores aż do granic mego obowiązku... a nawet poza obowiązek... To ona opuściła mię...
Antonio pomyślał i rzekł z trudem:
— Dobrze... Rozumiem.
Oddalili się, niezauważeni przez pijaną tłuszczę zauszników i katów. Statek — był to okręt pocztowy, którego nazwę zobaczył Szymon na burcie: „Ville-de-Dunkerque“ i przypomniał sobie, że „Vile-de-Dunkerque” zatonął na początku okresu kataklizmów — statek ucierpiał niebardzo i leżał lekko pochylony na prawą burtę. Pomiędzy kominami a mostkiem kapitańskim pokład był pusty. Minęli klatkę schodową, przyczem Antonio rzekł:
— Tam jest kryjówka Rollestona.
— W takim razie zejdźmy zaraz, gorączkował się Szymon.
— Jeszcze nie. Znajduje się tam pięciu lub sześciu wspólników i obie baby, które pilnują lorda Bakefielda i jego córki. Idźmy dalej.
Zatrzymali się przy dużem płótnie, jeszcze nasiąkłem wo-