Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/164

Ta strona została przepisana.

— Co się dzieje? Ztoto?
Szymon chwycił drzwi, by Rolleston nie mógł je zatrzasnąć i ujrzał w głębi kabiny Izabellę żyjącą.
— Kto jesteś? zapytał Rolleston z niepokojem.
— Szymon Dubosc.
Zapanowała chwila milczenia, cisza przed burzą, nabranie tchu przed walką... Szymon czuł, że się nie obejdzie bez niej. Lecz Rolleston cofał się, wodząc błędnym wzrokiem:
— Pan Dubosc... Pan Dubosc... ten, którego zabito przed chwilą?
— Tenże właśnie, odezwał się głos z kurytarza. I to ja go zabiłem, ja, Antonio... przyjaciel Badiarinosa, którego zamordowałeś...
Aa... jęknął Rolleston, osuwając się na krzesło. Jestem zgubiony.
Pijaństwo, osłupienie i najprawdopodobniej przyrodzone tchórzostwo sparaliżowały jego wolę. Nie stawiając najmniejszego oporu, dał się przewrócić i rozbroić Indjaninowi, podczas gdy Izabella i Szymon rzucili się w swoje objęcia.
— Ojciec mój? zapytała dziewczyna.
— Żyje... Nie obawiaj się już niczego...
Razem poszli uwolnić go z więzów. Stary gentleman gonił już resztką sił i zaledwie mógł uścisnąć dłoń Szymona i ucałować córkę. Izabella, również bardzo osłabiona i wstrząsana nerwowym dreszczem, upadła w ramiona Szymona, szepcąc:
— Ach, Szymonie, to był najwyższy czas!... Jabym się zabiła... Ach, co za ohyda!... Jak zapomnieć o tem...
Mimo słabości i zdenerwowania znalazła jednak dość energji, by powstrzymać rękę Antonia, wzniesioną już do zadania ciosu Rollestonowi:
— Nie, nie... proszę pana... Szymonie, przecie ty jesteś mego zdania? Nie mamy prawa go zabijać.
Antonio protestował:
— Źle pani robi... Takiego potwora powinno się natychmiast zgładzić.