Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/179

Ta strona została przepisana.

przychodzę w oznaczonym terminie, by zapytać pana, czy wypełniłem wszystkie wyznaczone mi warunki?
Lord Bakefield podał mu cygaro i podsunął mu ogień ze swej zapalniczki.
Innej odpowiedzi nie było. Czyny Szymona, uwolnienie lorda Bakefielda w chwili, gdy groziła mu śmierć niechybna, były to rzeczy interesujące, które zasługiwały na nagrodę w postaci ofiarowanego cygara, a ponadto, być może, ręki miss Bakefield. Ale nie należało wymagać jeszcze podziękowań, pochwał, wynurzeń jakichś bez końca. Lord Bakefield pozostawał zawsze lordem Bakefield, a Szymon Dubosc był sobie nadal tylko zwykłym śmiertelnikiem.
— Do widzenia, panie Dubosc!... Aha, byłbym zapomniał... oto poczyniłem wszystko, by unieważnić ślub, jaki ten bydlak Rolleston wymusił na mojej córce... Małżeństwo i tak nieważne... zapewne... ale uczyniłem już konieczne kroki, by córka moja była miss Bakefield, a nie wdowa po Rollestonie... Zresztą miss Bakefield opowie to panu. Znajdzie ją pan w parku.
Izabelli nie było w parku. Uprzedzona o przybyciu Szymona, oczekiwała go na terasie.
Opowiedział jej przebieg rozmowy swojej ze starym lordem.
— Tak, odrzekła. Ojciec mój uznaje, że próba jest wystarczająca.
— A ty, Izabello?
Uśmiechnęła się:
— Nie wolno mi wymagać więcej niż ojciec. Nie zapominajmy jednak, że do warunków, postawionych przez niego, ja dodałam jeden...
— Jaki warunek, Izabello?
— Jakto, nie pamiętasz?... Wówczas na pokładzie „Reine-Mary”.
— Izabello, wątpisz we mnie?
Ujęła jego obie ręce w swoje i mówiła poważnie:
— Szymonie, jest mi czasem bardzo smutno na myśl, że