Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
— 26 —

znaleść jedyne możliwe wyjście w ucieczce. Sprawę tę postawili bez wielkich słów, zgodzili się na takie rozwiązanie bez walk bolesnych i buntów. Oboje decydowali w pełnem poczuciu swej wolności. Czyn wydawał się im zupełnie pusty. Powiedzielli sobie uczciwie, że zaręczyny ich będą trwały aż do chwili, gdy wszystkie przeszkody zostaną usunięte i teraz szli w przyszłość z ufnością, jak się idzie w krainę jasną i gościnną.


∗   ∗

Na pełnem morzu woda zaczęła się marszczyć pod podmuchem lekkiego upartego wiatru. Chmury gromadziły się wojowniczo na zachodzie, lecz tak daleko, by można było być pewnym, że przejazd uda się spokojnie, w blaskach promiennego słońca. Obojętny na atak fal statek płynął prosto do celu, jakby żadna siła nie była w stanie zepchnąć go z wyznaczonej drogi.
Izabella i Szymon zajęli miejsca na ławce na pokładzie. Miss Bakefield zdjęła płaszcz i kapelusz, a słońce zapalało ogniste błyski w jej jasnych włosach. Poważna i zamyślona, promieniała młodością i szczęściem. Szymon zapatrzył się w nią.
— Czy nie żałujesz niczego, Izabello? zapytał.
— Niczego.
— Nie boisz się?
— Czegożbym się miała obawiać, będąc z tobą? Nic nam nie grozi.
Wskazał ręką na morze.
— Ono.
— Nie.
Opowiedział jej wczorajszą rozmowę z lordem Bakefieldem i warunki, które mu postawiono, a na które się zgodził. Izabella uśmiała się serdecznie, poczem rzekła:
— Czy wolno i mnie dodać jeszcze jeden warunek?
— Jaki?
— Wierność, powiedziała poważnie. Wierność absolutną. Bez wahań. Bez upadków. Nie przebaczyłabym.