wa się „Pays-de-Caux”. Za kwadrans skrzyżujemy się. Widzisz, mamusiu, że niema niebezpieczeństwa.
— Tak, teraz, ale gdy się zbliżymy do Dieppe...
— Dlaczego? uspakajał mąż. Tamten statek nie sygnalizował nic złego. Widocznie zjawisko się oddaliło, zmieniło miejsce...
Matka nie odpowiadała. Na twarzy jej nadal małowała się rozpacz i zgnębienie. A mała córeczka, siedząca u ich stóp, nie mogła się utulić w płaczu...
Kapitan przeszedł przez pokład i skłonił się Szymonowi.
Minęło jeszcze parę minut.
Szymon szeptał słowa miłosne, ale Izabella nie rozumiała ich dobrze. Płacz małej dziewczynki działał na nią przygnębiająco.
Uderzenie wiatru wzburzyło silniej fale, które miejscami pokryły się pieniącą się bielą. Nie było w tem nic dziwnego, wiatr bowiem stawał się coraz silniejszy i wzdymał groźne bałwany. Dlaczego jednak to burzenie się ukazywało się w ograniczonej przestrzeni i to tej właśnie, którą miano przepłynąć?
Ojciec i matka wstali. Inni pasażerowie nachylili się nad burtą. Widać było, jak kapitan pośpiesznie przeszedł na swój punkt obserwacyjny.
I teraz stało się coś, gwałtownie, odrazu.
Zanim Izabella i Szymon, zajęci sobą, mieli czas zrozumieć, co się dzieje wokoło, krzyk przeraźliwy; krzyk, złożony z tysiąca krzyków pojedyńczych, zerwał się z całego okrętu, na prawo i na lewo, z dołu i z góry, z pod pokładu nawet, zewsząd, jakby nagle obłęd ogarnął wszystkie mózgi, jakby wszystkie oczy ujrzały równocześnie to, czego tak rozpaczliwie wyglądały od pierwszej chwili odjazdu.
Widok potworny!
W odległości trzystu metrów, jakby w środku tarczy, do której zmierzał okręt, olbrzymi snop rozerwał powierzchnię morza i zasypywał niebo odłamkami skał, kawałami lawy i potokami wody, które opadały wkoło fal rozhukanych i przepaści
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/31
Ta strona została skorygowana.
— 29 —