Castor, jacht prywatny, widziany przez pasażerów nieszczęsnej „Reine-Mary”, spotkał rozbitków w dwadzieścia minut po rzuceniu się ich do wody. Co się tyczy Pays-de-Caux, statku płynącego z Dieppe, późniejsze dochodzenie wykazało, że załoga jego i pasażerowie zmusili kapitana do ucieczki jaknajdalszej od miejsca katastrofy. Widok olbrzymiej trąby, statku unoszącego się ponad falami, stającego dęba i wpadającego jakby w paszczę leja, wstrząśnienie morza, pękającego niejako pod naporem mocy frenetycznej, kłębiącego się samo w sobie z jakąś wściekłą furją, wszystko to było tak straszliwe, że kobiety zemdlały, a mężczyźni zagrozili kapitanowi rewolwerami.
Castor też najpierw zaczął uciekać. Ale hrabia de Baugé, ujrzawszy przez lunetę chustkę, którą rozpaczliwie wywijał Szymon, namówił swych marynarzy, by płynąć w kierunku rozbitków, unikając jednakże zbliżenia się do strefy niebezpiecznej.
A zresztą morze uspokajało się. Wybuch cały nie trwał nawet minuty i możnaby teraz powiedzieć, że potwór odpoczywa, syty i zadowolony z pożarcia ofiary, jak dzikie zwierzę przeciąga się i zasypia spokojnie po krwawej uczcie. Szalejące wiry rozdrobniły się w prądy prędko zanikające. Ani bałwanów, ani piany. Pod wielkim całunem falującym zakończył się dramat pięciuset agonij.
W warunkach tych ratunek był rzeczą łatwą. Izabella i Szymon, umiejący trzymać się na wodzie całemi godzinami, zostali wciągnięci na pokład jachtu, gdzie umieszczono ich w dwóch kabinach i przyniesiono ubranie do zmiany. Izabella nawet nie zemdlała.
Statek natychmiast udał się w dalszą drogę, spiesznie oddalając się od miejsca przeklętego. Nagłe uspokojenie morza wydawało się równie podejrzanem, jak burza.
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/33
Ta strona została skorygowana.
— 31 —
III.
ŻEGNAJ, SZYMONIE!