ślić. Jakaś jednak intuicja głęboka mówiła mu, że nowe drogi otworzą się przed nim.
Całą godzinę spacerował tak zachwycony i rozgorączkowany. Nagle olbrzymia fala, jakby oderwana od morza, rzuciła się na plażę i lunął deszcz ulewny, zalewający całemi strumieniami wody na wszystkie strony.
Burza. A Izabella była jeszcze na morzu.
Wzruszył ramionami, nie pozwalając na powrót myśli niepokojących. Jeżeli oboje cudem ocaleli z katastrofy Reine-Mary, to chyba nie dlatego, by jedno z nich teraz opłaciło życiem łaskę poprzednią. Nie, mimo wszelkich możliwych przeszkód, jakieby się mogły zdarzyć, Izabella dopłynie... Los opiekuje się nią.
Pod strumieniami deszczu, spływającego potokami po plaży i zalanych ulicach, Szymon powrócił do willi Dubosc. Trzymała go moc niezwyciężona. I z dumą myślał o swej pięknej narzeczonej, która, tak jak on, gardząc przeszkodami, odważyła się wypłynąć w tę noc straszliwą...
Następnych pięć dni należy do rzędu tych, wspomnienie których ciąży na kraju poprzez liczne pokolenia. Burze, cyklony, powodzie, wylewy rzek, bunt morza... brzegi kanału La Manche, a w szczególności okolice Fecamp, Dieppe, Treport, były wystawione na najzażartsze ataki żywiołów, jakie można sobie tylko wyobrazić.
Chociaż z punktu widzenia ściśle naukowego niemożliwem jest stwierdzić najmniejszy związek pomiędzy tą serją burz, a kataklizmem z dnia 4 czerwca, to jest piątego i ostatniego dnia, jakiż dziwny splot wypadków! I jakże tłum nie miał uwieżyć, że zjawiska te łączyły się ściśle ze sobą!