i nie ustało już, lekkie i oddalone z początku, później wciąż wyraźniejsze, jak jakiś dreszcz gorączkowy, który rozpoczyna się najpierw gdzieś w głębi naszej istoty, a potem wstrząsa całem ciałem.
Stawało się to jakąś wymyślną męką. Dwóch służących płakało głośno. Pan Dubosc objął ramieniem syna i jąkał jakieś słowa obłąkane. Szymon nawet nie mógł dłużej znieść tego ohydnego wrażenia trzęsienia ziemi, jakiegoś kołowania, gdzie wszystko traci swój punkt oparcia. Zdawało mu się, że żyje w jakimś świecie rozczłonkowanym i że mózg jego odbiera jedynie wrażenia bezsensowne i groteskowe.
Z miasta szedł krzyk jednostajny, przeraźliwy, nieprzerwany. Przez drogę przebiegał tłum, uciekający na wzgórza. Dzwon kościelny dzwonił w przestrzeń dźwiękiem żałobnym, a zegary miasta wydzwaniały północ.
— Uciekajmy! Uciekajmy! wołał p. Dubosc.
Szymon się opierał.
— Ależ, ojcze, to zupełnie zbyteczne! Czego możemy się obawiać?
Panika ogarniała wszystkich. Każdy działał bezmyślnie, czyniąc ruchy nieświadome, jak maszyna zepsuta, funkcjonująca odwrotnie. Służba powróciła ogłupiała. Jakby w halucynacji ujrzał Szymon parobka, wrzucającego do tłomoka złocone kandelabry i srebro stołowe, drugi służący owijał się w dywan, inny napełnił kieszenie chlebem i ciastkami. Wiedziony instynktem wszedł do swego pokoju, włożył na siebie kurtkę skórzaną i zmienił buciki zwykłe na grube buty do polowania. Jak przez sen usłyszał głos ojca, który mówił:
— Masz, trzymaj... weź tutaj mój portfel... są tam pieniądze... dużo banknotów... lepiej, żebyś to ty...
Nagle światło elektryczne zgasło i jednocześnie z oddali rozległ się dziwny odgłos grzmotu, ale tak dziwny, tak zupełnie odmienny od zwykłych grzmotów piorunowych! I to rozpoczęło się nanowo, narazie mniej przeraźliwie, po chwili groźniejsze, z towarzyszeniem odgłosów podziemnych, jeszcze gło-
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/45
Ta strona została skorygowana.
— 43 —