Był to istotnie grunt twardy, składający się z warstw i pokładów, jakby się wyraził ojciec Calcaire. Szymon zrozumiał, ze pod wpływem wielkich wstrząśnień i wskutek jakiegoś zjawiska fizycznego, nieznanego sobie bliżej, dno morza podniosło się gwałtownie, tak, iż wybujało ponad fale wysokością różną w rozmaitych miejscach, lecz przewyższającym największe przypływy morza.
Pomost dość wąski, ponieważ w przerywanem wciąż świetle księżyca Szymon widział z obu stron pianę bijącą o boki nowej rafy. Pomost dość nieregularny, szeroki od trzydziestu do czterdziestu metrów w jednem miejscu, dalej od stu metrów ciągnący się jakby wał ziemny w pobliżu dawnej linji skał.
Szymon nie wahał się. Począł iść. Teraz nierówny i pagórkowaty z początku, usiany kałużami wody, najeżony odłamkami skalistemi, wyrównał się dalej i Szymon mógł iść dość prędko, chociaż wciąż przeszkadzały mu liczne przedmioty, często nawpół zaryte w ziemi, a których fale nie mogły zmieść pudełka konserw, stare wiadra, stare żelaziwo, naczynia bezkształtne, porośnięte trawą morską i powiększone małemi muszelkami.
W parę minut później zobaczył Dieppe z prawej strony. Widok rozpaczliwy. Płomienie pożarów nieugaszonych czerwienią wybuchały w nocy i miasto wydało mu się, jak te nieszczęśliwe grody, gdzie hordy barbarzyńców obozowały w przeciągu tygodni, a po wyjściu wzniecały ogień. Wystarczyło jednego skurczu, jednego dreszczu ziemi, by zniszczenie było jeszcze większe.
W tej chwili cienka siatka szarych obłoków rozpostarła się przed ciężkiemi czarnemi chmurami, które huragan zmiatał i księżyc znikł. Szymon zawahał się. Wszystkie latarnie morskie zniszczone, żadnego punktu orjentacyjnego. Pomyślał o ojcu swym, który niepokoił się zapewne o niego, lecz pomyślał — goręcej jeszcze — o swej dalekiej narzeczonej, którą trzeba było zdobyć, a ponieważ wizja tego zdobycia w umyśle jego — sam nie wiedział z jakiego powodu — łączyła się ze stanem
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/49
Ta strona została skorygowana.
— 47 —