rozmyślajmy! Zrozumiem później, gdy dotrą do celu. A tymczasem mam iść, iść wciąż naprzód.
Mówił głośno, by otrząsnąć się z odrętwienia. I protestując przeciwko upadkowi ducha, nakazał sobie krok gimnastyczny.
Była godzina trzecia. Żywsze powietrze chwili przedświtu orzeźwiło go znacznie, a przytem zauważył, że otaczające go ciemności stają się jakby lżejsze, oddalają się jak ulatniająca się para.
Po pierwszych błyskach świtu pospiesznie wstał dzień letni i nowa ziemia ukazała się oczom Szymona szara, jak przypuszczał, miejscami bardziej żółta, z rozłogami piasku, z wklęśnięciami, napełnionemi wodą, gdzie widać było ryby pływające lub konające najrozmaitszych gatunków, z szeregiem wysepek i wybrzeży nieregularnych, z plażami i usypiskami kamieni, z przestrzeniami pokrytemi roślinnością.
A wśród tego wszystkiego mnóstwo rzeczy, o niedających się rozróżnić i określić kształtach pierwotnych, szczątk powiększone przez dodanie tego, co się inkrustuje, co wrasta i przyczepia się, lub też przedmioty zgryzione, zaryte, rozdrobione przez wszystko to, co rozpuszcza i unicestwia.
Były to szczątki. Nieprzeliczone, błyszczące, lepkie, wszystkich rodzaji i z wszystkich materjałów, wielu może tygodni, może lat, być może stuleci nawet całych, świadczyły o nieprzerwanym szeregu tysięcy zatonięć. Ile kawałków drzewa czy żelaza, tyle istnień ludzkich, pochłoniętych grupami po dziesięć czy sto. Młodość, zdrowie, bogactwo, nadzieje — każdy szczątek przedstawiał unicestwienie marzeń i rzeczywistości i każdy przypominał rozpacz żyjących, żałobę matek i żon.
I to pole śmierci ciągnęło się w nieskończoność, cmentarzysko olbrzymie i tragiczne, jakiego nie zna ziemia. Na prawo i na lewo nic, tylko mgła gęsta, jakby unosząca się z wody, kryjąca horyzont równie dokładnie jak ciemności nocne, tak że Szymon widział może tylko na sto kroków przed sobą. Z mgły tej wynurzały się wciąż nowe ziemie i to wydawało się czemś
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/52
Ta strona została skorygowana.
— 50 —