dzie do kolan. A przytem, mimo lekkiego rannego posiłku, głód zaczął mu dokuczać. Musiał zwolnić kroku. I tak upłynęła znów godzina.
Wielkie wichry i burze ucichły. Powróciły mgły, wciąż zacieśniające swój uścisk. Znów Szymon szedł między ruchomemi obłokami, zasłaniającemi mu drogę. Mniej pewny siebie, osaczony przez nagłe uczucie osamotnienia i zgnębienia, odczuł prędko zmęczenie, któremu nie chciał się poddać. Zdając sobie sprawę ze swego stanu, otrząsnął się i zmusił siebie do posłuchu, jakby tu chodziło o spełnienie obowiązku. Głosem upartym wydawał sobie rozkazy:
— Naprzód! Dziesięć minut jeszcze... Tak trzeba... I znów dziesięć minut!...
Po drodze migały mu rozmaite przedmioty, które w każdym innym wypadku napewno zwróciłyby jego uwagę. Kufer duży, trzy stare armaty, broń, amunicja, łódź podwodna. Olbrzymie ryby leżały wyrzucone na piasek. Czasami biała mewa zniżała swój lot.
I tak idąc znalazł się obok ogromnego kadłuba, którego świeży jeszcze wygląd wskazywał na niedawną datę zatonięcia. Był to statek przewrócony, z dziobem głękoko zarytym w piasek, a z tyłu widniała tablica różowa, gdzie Szymon przeczytał napis: La Bonne Vierge Calais.
Przypomniał sobie. „La Bonne Vierge” był to jeden z dwóch statków, o których zatonięciu doniosły telegramy, wywieszone w Newhaven pamiętnego dnia odjazdu. Używany do żeglugi pomiędzy północą a zachodem Francji, uległ więc katastrofie pomiędzy Calais a Hawrem i Szymon ujrzał w tem dowód niezbity, że posuwa się wciąż wzdłuż wybrzeża francuskiego.
Była około dziesiąta rano. Sądząc z tempa swego marszu i biorąc pod uwagę nierówności i zboczenia; Szymon obliczył, iż zrobił około sześćdziesięciu kilometrów, i że prawdopodobnie powinien się znajdować w okolicach Touquet.
— Cóż ryzykuję, idąc dalej? Co najwyżej, zrobię jeszcze
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/54
Ta strona została skorygowana.
— 52 —