Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/59

Ta strona została skorygowana.
— 57 —

jakichś bezkształtnych szczątków, zawrócił czyli, że szedł w tym samym co Szymon, kierunku.
Po upływie dwudziestu minut ślad przecięty szeroką brózdą poprzeczną, gubił się. Odnalazłszy go Szymon, postępując za nim, spostrzegł łańcuch wydm dość wysokich, urywających się gwałtownem zboczem skalistem.
Obchodząc skałę Szymon cofnął się przerażony. Na ziemi, z rozkrzyżowanemi ramionami leżał trup człowieka, odzianego w strój dziwaczny, składający się z krótkiej kurtki skórzanej i spodni, skórzanych także, których dolna część była rozcięta na modłę meksykańską. Pośrodku pleców, między łopatkami widniała rękojeść sztyletu, wbitego całem ostrzem.
Ale co najbardziej zdziwiło Szymona kiedy odwrócił trupa, to jego twarz koloru cegły, o wystających kościach policzkowych i długich czarnych włosach... Krew płynęła z ust, zniekształconych okropnem wykrzywieniem. Oczy były szeroko otwarte, białe jakby bez źrenic. Palce zaciśnięte kurczowo wchodziły w ziemię, jak szpony drapieżnego zwierza. Ciało było jeszcze ciepłe.
— Niema jeszcze godziny od czasu, jak go zabito, pomyślał Szymon. Ale jakim sposobem indywiduum to znalazło się w naszych stronach? Bo nie ulega wątpliwości, że jest to Czerwonoskóry, Indjanin. Co mógł on robić w tej pustyni.
W kieszeniach jego nie znalazł żadnych papierów, któreby mogły wyjaśnić tę sprawę. Ale obok zabitego, na przestrzeni, gdzie odbyła się walka, dostrzegł Szymon ślady innych kroków, ślady nóg, w obuwiu z podeszwami gumowemi w kratkę, ślady człowieka, który przyszedł i odszedł. O kilka metrów dalej znalazł Szymon złotą monetę wartości dwudziestu franków, z portretem Napoleona I. i z datą 1807 roku.


∗   ∗

Szedł teraz za tym nowym śladem, prowadzącym go na brzeg morza. Tam musiała przybić łódka. Stąd już łatwo było zrekonstruować dramat. Dwóch ludzi, którzy wylądowali na