życic ocenić. Ty i ja przedstawiamy dwa największe, dwa
najszlachetniejsze narody świata i one teraz łączą się w nas.
Szymon płakał. A marynarz uśmiechał się wciąż, lecz
przez łzy. Ucałowali się serdecznie. Wzruszenie, nadmiar
zmęczenia, gwałtowność wrażeń przeżytych dnia tego przez
Szymona, wywołały u niego rodzaj upojenia, z którego czerpał
nowe siły.
— Chodź, rzekł do marynarza... Chodź... pokażesz mi
drogę.
Nie chciał jednakże pozwolić, by William Brown podtrzymywał go w miejscach trudnych do przebycia, koniecznie
bowiem pragnął własnemi siłami doprowadzić do końca swe
trudne lecz chwalebne przedsięwzięcie.
Ostatni etap trwał więcej niż trzy godziny.
Prawie natychmiast spotkali trzech Anglików, którym
William Brown coś powiedział, a którzy idąc dalej swoją drogą,
wykrzyknęli ze zdumienia. Potem spotkali dwóch innych; ci
zatrzymali się, a marynarz musiał im coś tłomaczyć, poczem
zawrócili, towarzysząc Szymonowi.
Nagle rozległo się wołanie o pomoc. Szymon pobiegł
i znalazł się pierwszy na miejscu, skąd dochodził krzyk. Leżała tam na piasku kobieta, ledwie wynurzająca się z fal
morskich.
Była ona skrępowana sznurami, które wżerały się w nogi
i przymocowywały ręce wzdłuż ciała, raniąc nagie plecy. Czarne włosy, ucięte dość krótko, przyciśnięte do czoła złotym
łańcuszkiem, obramowywały twarz śliczną, o ustach jak kwiat
ponsowy, o skórze bronzowej i ciepłej, zrumienionej słońcem,
na którą patrząc, Szymon przypominał sobie pewne typy kobiet,
spotykanych w Hiszpanji lub Ameryce Południowej. Szybkim
ruchem porozcinał jej więzy, a widząc zbliżających się towarzyszy, zdjął z siebie kurtkę skórzaną, i okrył jej piękne obnażone ramiona.
— Dziękuję... och, dziękuję panu, szepnęła kobieta. Pan
jest Francuzem, nieprawdaż?
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/64
Ta strona została przepisana.