Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Szymon słuchał z wielkiem zainteresowaniem. Ojciec Calcaire ilustrował opowiadanie swoje rysunkami, wykonywanemi wielkiemi pociągnięciam i pióra, oraz kleksami, gdyż rozmazywał atrament palcam i i rękawem. Upiększały ilustracje te jeszcze krople potu, padające z czoła, ojciec Calcaire zawsze bowiem pocił się obficie.
Ojciec Calcaire powtórzył:
— Przewrót spełnił się z towarzyszeniem całego szeregu zjawisk poprzedzających jak: wybuchy podwodne, wiry, statki i czółna wyrzucane w powietrze i wciągane jakby jakąś potworną ssawką, potem wstrząśnienia kosmiczne więcej lub mniej zaakcentowane, cyklony, trąby, całe piekło jednem słowem. natychmiast potem wyrzucenie jednej wargi tej rozpadliny, wynui zającej się z wód na szerokości od dwudziestu pięciu do trzydziestu mil. A wtem wszystkiem, uczeń mój, Szymon Dubosc, przechodzący pierwszy suchą nogą nowe międzymorze. w całej tej historji to nie jest może szczegół najmniej podziwienia godny!
Szymon milczał długo, poczem zapytał:
— Dobrze, więc mistrz tłómaczy ukazanie się wąskiego pasma lądu, którym przeszedłem, a którego szerokość oczy moje wciąż mogły mierzyć. Ale jak należy objaśnić sobie ukazanie się tej ogromnej przestrzeni, która obecnie wyrównuje Pas de Calais i część La Manche!
— Możliwe, iż fałda anglo-normandzka miała rozgałęzienie.
— Kiedy ja powtarzam, Ojcze, że widziałem tylko wąskie pasma.
— Bo widziałeś jedynie najwyższe szczyty obszaru wyrzucanego z głębin, szczyty tworzące pasmo gór. Lecz obszar był wyrzucony już cały, gdyż zauważyłeś zapewne, że fale rozpływały się na brzegach.
— Istotnie, jednakże morze to było wówczas, a dzisiaj go już niema.