Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/77

Ta strona została przepisana.

pytywała portjera o pana, wymieniając imię i nazwisko: „Pan Szymon Dubosc”. Portjer odpowiedział: Na drugiem piętrze, pokój 44.
— Ależ ja nie otrzymałem żadnego listu, zaprzeczył Szymon.
— Portjer, szczęściem dla pana, omylił się o jeden numer. Pan mieszka pod numerem 43.
— A co się stało z listem? Od kogo był?
— Przyniosłem panu kawałek koperty znalezionej w hotelu. Widać tu pieczęć z herbem lorda Bakefielda. Pobiegłem więc do zamku Battle.
— I widział się pan z...
— Lord Bakefield, jego żona i córka, wszyscy wyjechali samochodem dziś rano do Londynu. Zobaczyłem się jednakże ze służącą. To ona właśnie przyniosła ten list od swej pani do pana. Ale kiedy szła tutaj po schodach, dogonił ją jeden pan, mówiąc: Pan Szymon Dubosc śpi i kazał mi nie wpuszczać nikogo do pokoju. Proszę więc oddać mi list, a ja sam mu doręczę. Służąca oddała list i przyjęła napiwek dość wysoki, bo wynoszący całego ludwika. Oto ta moneta. Nosi ona wyrytą podobiznę Napoleona I i datę 1807, jest więc najzupełniej podobna do tej, którą pan znalazł wczoraj przy zwłokach mego przyjaciela.
— Więc? zapytał Szymon trwożnie... Więc człowiek ten?...
— Człowiek ten, przeczytawszy list, zastukał do numeru 44, sąsiadującego z pokojem pana. Gość otworzył mu drzwi i w tejże sekundzie został złapany za gardło, przyczem zbrodniarz drugą wolną ręką wymierzył mu sztyletem cios w kark.
— Ach! Czyż to możliwe? Więc to na mojem miejscu?...
— Tak, na miejscu pana... Ale nie umarł... Moją nadzieją uratować go...
Szymon był poruszony.
— Czy nie wie pan nic o tem, co było w liście.
— Ze słów, jakie zamienili między sobą lord Bakefield i jego córka, służąca zrozumiała, że chodzi tu o szczątki „Reine