Mary”, statku, którym jechała miss Bakefield, a który onegdaj zatonął. Podobno morze wyrzuciło go na nowy ląd. Miss Bakefield podobno zgubiła tam minjaturę.
— Tak jest istotnie, rzekł Szymon rozmyślając — o to jej chodzi. Ale dlaczego służąca nie doręczyła mi listu! Nie powinna była oddawać go nikomu.
— Dlaczegóż miałaby nie wierzyć jego słowom?
— Jakto! Oddawać pierwszemu lepszemu!
— Ależ ona go znała.
— Znała tego człowieka?
— Owszem, widywała go w domu u lorda Bakefield... To stały bywalec.
— Więc może wymienić jego nazwisko?
— Może... i powiedziała mi.
— Jak się nazywa?
— Nazywa się Rolleston.
Szymon skoczył na równe nogi, wołając:
— Rolleston! Ależ to niemożliwe! Rolleston! To szaleństwo chyba! Jakże on wygląda, ten człowiek?
— Człowiek, którego widziałem ja i służąca, jest wysokiego wzrostu, co mu pozwala opanowywać swe ofiary, rzucać się na nie z góry i uderzać je poprzez głowę w kark lub plecy. Jest on chudy, nieco pochylony... bardzo blady...
— Dość! dość! krzyknął Szymon, do głębi poruszony opisem, zgadzającym się z wyglądem osoby Edwarda.
Dość! Proszę milczeć! Człowiek ten est moim przyjacielem i ręczę za niego jak za siebie samego!... Rolleston miałby być mordercą! Śmieszne gadanie!
I Szymon zaczął śmiać się nerwowo, podczas gdy Indjanin wciąż spokojny i niewzruszony, ciągnął dalej:
— Służąca opowiadała mi jeszcze dużo rzeczy, a między niemi szczegół, że Rolleston, wielki amator whisky, uczęszcza do jednego szynku. Wskazówka była dobra. Garson w barze grubo zapłacony przezemnie, opowiedział, iż niedługo przed molem przyjściem był tam Rolleston i zwerbował około pół tuzina
Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/78
Ta strona została przepisana.