Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/81

Ta strona została przepisana.

przestrzenie. A wszędzie zapanowała trwoga, przerażenie, panika. Wszędzie zniszczona komunikacja, p orty zasypane, statki powyrzucane na brzeg, handel przerwany, dowóz uniemożliwiony, głód, rozpacz, niemoc władz, rozprzężenie sfer rządzących. Szymon zasnął późno, snem przerywanym i niespokojnym.
Po upływie godziny czy paru godzin — nie wiedział — zdawało mu się, że ktoś otwiera drzwi od jego pokoju. Przy­ pomniał sobie, że istotnie nie przekręcił klucza. Lekkie kroki sunęły po dywanie. Potem miał wrażenie, że ktoś nachyla się nad nim i że to jest kobieta. Oddech wiosenny, świeży owionął twarz jego i w ciemnościach odgadł cień, oddalający się szybko.
Chciał zapalić światło, lecz elektryczność nie funkcjonowała.
Cień wyszedł. Czy była to kobieta, uwolniona przez nie­ go z więzów? Ale dlaczego ona tu przyszła?


VIII.
NA DRODZE WOJNY.

O czwartej rano ulice były prawie puste. Kilka wózków z jarzynami i owocami jeździło pomiędzy zawalonemi domami i wykrzywionemi chodnikami. Z bocznej uliczki ukazała się mała karawana, wśród której Szymon natychmiast rozpoznał na czele jadącego na wysokiej szkapie ojca Calcaire, ubranego w swój nieodstępny zatłuszczony cylinder i czarny surdut, którego poły spływały po obu stronach siodła o wypchanych jukach.
Dalej jechał Antonio, Rysiem Okiem zwany, na ładnym koniu, potem trzeci jeździec, obładowany również workami i jukami, a pochód zamykało trzech piechurów, z których jeden trzymał za uzdę czwartego konia. Piechurzy ci — typy o twarzach koloru palonej cegły — byli poubierani na sposób Rysie-