polecenia godni i radzę panu mieć się przed nimi na baczności — najlepszy, panie Dubosc, został zamordowany przedwczoraj przez Rollestona. Kochałem Badiarinosa, jak ojciec kocha syna. Przysiągłem, że go pomszczę. To wszystko.
— Rysie Oko, wnuku Długiego karabinu, rzekł uroczyście Szymon, pomścimy śmierć pańskiego przyjaciela, ale Rolleston nie jest winowajcą.
∗
∗ ∗ |
Dla Szymona, mistrza w lotnictwie i pływaniu, gdzie długa praktyka wyrabia doskonały zmysł orjentacyjny, było rzeczą łatwą znaleść kierunek szczególniej, że był zaopatrzony w kompas. Szybko oznaczył długość i szerokość i skierował się na południe, wyrachowawszy, że o ile nie będą musieli z powodu nieprzewidzianych przeszkód zbaczać z drogi, mają pięćdziesiąt kilometrów do zrobienia.
Pozostawiając więc na lewo linię grzbietów skalistych, oddziałek zapuścił się na ląd, pokryty wzgórzami i wydmami piasczystemi, wznoszącemi się ponad niezmierzonemi polami błota żółtawego, gdzie miejscami wiła się srebrzysta wstęga wody. Był to muł, naniesiony przez wezbrane rzeki.
— Doskonałe tereny, rzekł ojciec Calcaire. Woda da się skanalizować, a części piasczyste zreasorbują się.
— Za lat pięć, rozmyślał głośno Szymon, ujrzymy tu stada krów, pasące się na łożysku morskiem, a w pięć lat potem ziemie te zostaną poprzecinane szynami kolejowemi i wznosić się tu będą pałace.
— Możliwe, lecz tymczasem sytuacja nie jest pomyślna, zauważył stary profesor. Masz, przejrzyj sobie ten dziennik, wydany wczoraj wieczorem. We Francji i w Anglji zapanował chaos najzupełniejszy. Nastąpiło bowiem nagłe zatrzymanie życia społecznego i ekonomicznego. Przerwana komunikacja i poczta.
Listy i telegramy dochodzą albo nie dochodzą. Nie wie się nic dokładnie, a opowiada się o rzeczach najnieprawdopodobniejszych. Niezliczona ilość samobójstw. Mnó-