Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/92

Ta strona została przepisana.

— Proszę jej nie ufać, panie Dubosc!

Powiedział to takim tonem, że przestroga zdawała się być treścią jego mniemania o Dolores.


∗   ∗

Szymon zjadł śniadanie, wyciągnął się na piasku i wypalił kilka papierosów. Dolores zajęła się swem ubraniem, rozpruwając umiejętnie pewne fałdy i zeszycia szerokich spodni, tak, że wyglądały jak spódniczka.
Za godzinę, gdy się przygotowano do dalszego pochodu, uwagę Szymona zwróciły podniesione głosy.
W pewnem oddaleniu przy koniu stała Dolores, a naprzeciw niej jeden Indjanin i rozmawiali z sobą w języku nieznanym dla Szymona tak żywo i gwałtownie, że wyglądało to na kłótnię. Zaś bracia Mazzani spoglądali na nich z drwiącym uśmiechem.
Dolores zamilkła, skrzyżowała ręce na piersiach i pogardliwie patrzyła na swego przeciwnika. Forsetta gestykulował, twarz jego wyrażała żywą grę namiętności, oczy ciskały płomienie.
Nagle schwycił ją za obie ręce i przyciągając do siebie, szukał jej ust.
Szymon zerwał się. Nie zdążył jednak interwenjować: Indjanin bowiem odskoczył, ukłuty w gardło sztyletem, który Dolores trzymała przed sobą, oparłszy rękojeść o pierś, a ostrzem grożąc śmiałkowi.
Zajście to nie wywołało żadnych usprawiedliwień. Indjanin oddalił się, mrucząc złowrogo. Ojciec Calcaire naturalnie nic nie zauważył i zbliżył się do Szymona, mówiąc mu o swoich poszukiwaniach. A podczas gdy dziewczyna z zimną Krwią przyciągała popręgi u konia, Szymon pomyślał:
— Cóż u djabła dzieje się między tymi ludźmi?
Nie tracił jednak czasu na wyjaśnienie kwestji.
Kierując się białemi kamyczkami, sypanemi przez Rysie