wówczas zrobiła miss Bakefield. Nie napotykając szukanego przedmiotu, chciał zdjąć paski, jednakże rzemienie namokły i nabrzmiały od wilgoci, nie dając się wyciągnąć z klamry. W ówczas wyjął nóż, poprzecinał skórę i rozwinął pled. Minjatury wysadzanej perłami nie było. Znalazł tam jednak coś innego. Kartkę papieru, przypiętą szpilką. Zdjął ją i rozwinął.
Zawierała kilka słów, napisanych pospiesznie ręką Izabelli, widocznie przeznaczonych dla niego:
— „Miałem nadzieję zobaczyć pana. Czy pan nie otrzymał mego listu? Spędziliśmy noc tutaj — w jakiem straszliwem piekle! — i udajemy się w dalszą podróż. Jestem niespokojna. Czuję, że krążą w około nas. Czemuż tu pana niema!”
— Och, wyjąkał Szymon, czyż to możliwe!
Pokazał list Indjaninowi, dodając:
— Miss Bakefield!...Tutaj spędziła noc!... ze swoim ojcem... I są już daleko!... Ale gdzie? Jak ocalić ją z tylu niebezpieczeństw i zasadzek?
Rysie Oko przeczytał list i po namyśle rzekł:
— Nie wrócili na północ... Bo widziałbym ich ślady.
— Więc?
— Więc... ja nie wiem.
— Ależ to straszne! Proszę pana, Antonio, niechże pan pomyśli o wszystkiem, co jej grozi... O Rollstonie, który za nią goni... O tej ziemi dzikiej, gdzie krążą tylko bandyci i awanturnicy!... To potworne!