Właśnie w momencie, gdy miał przekroczyć próg niszy, spostrzegł, że coś się odczepia nad jego głową i tylko tyle miał czasu, ażeby uskoczyć w tył. Jedna minuta opóźnienia, a byłby zmiażdżony przez ciężką, żelazną ścianę, która ze straszliwym łoskotem zatrzasnęła się przed nim. Żelazna zasuwa otarła się o jego ręce. Perenna nigdy w swem życiu nie doznał poczucia podobnego niebezpieczeństwa. Dopiero po przezwyciężeniu przerażenia, które ścięło mu krew w żyłach i przytłoczyło mózg, odzyskawszy przytomność, rzucił się na żelazną przeszkodę. Rychło się jednak przekonał, że była nie do pokonania. Była to ciężka tafla metalowa, złożona nie z odrębnych części, spojonych ze sobą, ale stanowiąca blok jednolity, masywny, potężny, gruby, którą czas przyozdobił swą błyszczącą patyną, zaledwie tu i owdzie przyciemnioną rdzawemi plamai.
Blok ten był nie czem innem, tylko zasuwą, zamykającą kabinę telefonową hermetycznie!...
Perenna był więźniem!
Opanowany nagle wściekłością walił pięściami w żelazną taflę, sądząc, że panna Levasseur, o ile znajduje się w gabinecie, przyjdzie mu z pomocą.
— O ile jeszcze nie wyszła... — rozumował. — Ale nie, z pewnością była jeszcze w gabinecie wi chwili tego tajemniczego wypadku, a zatem mus