— Tak. Chce sam sobie zdać sprawę z wszystkiego. Cała ta sprawa interesuje go do najwyższego stopnia. A zatem naprzód! Jesteście gotowi, chłopcy? Dzwonię!
Dzwonek istotnie się rozległ i gospodyni, przybiegłszy natychmiast, uchyliła bramę.
Jakkolwiek dano rozkaz, aby zachować jaknajwiększy spokój, aby nie spłoszyć zawcześnie przeciwnika, obawa, jaką on wzbudzał, była tak wielka, ze agenci, czyniąc rumor, wpadli tłumnie na podwórze, gotowi do walki.
W tej właśnie chwili otworzyło się okno na drugiem piętrze i ktoś zawołał:
— Co to takiego?
Weber nie dał na to pytanie żadnej odpowiedzi. Dwaj agenci, inspektor główny, komisarz i on sam opanowywali dom, podczas gdy dwaj inni agenci pozostali na podwórzu, aby odciąć drogę odwrotu.
Spotkanie nastąpiło na pierwszem piętrze. Nieznajomy schodził na dół, ubrany do wyjścia na ulicę, w kapeluszu na głowie, gdy Weber zawołał:
— Stój! Ani się rusz! To pan jesteś Hubert Lautier?
Nieznajomy zdawał się być zaskoczony tem wszystkiem. Widział pięć luf rewolwerowych, skierowanych przeciw sobie, jednak, bez jakiegokolwiek śladu obawy, zapytał:
— Czego panowie sobie życzą? Co tu robicie?
— Przychodzimy w imieniu prawa. Oto rozkaz aresztowania pana.
— Rozkaz aresztowania mnie?
— Tak jest. Rozkaz aresztowania Huberta Lautier’a, zamieszkałego pod numerem ósmym na bulwarze Richard-Wallace.
— Ależ to nonsens — mówił — to nieprawdopodobne!... Z jakiego powodu?
Bez żadnego oporu z jego strony wzięło go pod ręce i wprowadzono do dużego pokoju, w którym znajdowały się tylko trzy wyplatane krzesła, fotel i stół zarzucony książkami.
— Zostań pan tu — rzekł doń Weber — i nie ruszaj się z miejsca. Jeżeli uczynisz jakikolwiek ruch, tem gorzej dla pana...
Nieznajomy nie protestował. Trzymany przez
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.
— 108 —