zanim zdołał z niej zrobić użytek i prefekt znalazł się jakby wobec wizyi człowieka, który uratował mu życie. Człowiek ten przeskoczył błyskawicznie przez ciało Ancenisa, odtrącił pod ścianę leżącego na schodach brygadyera i rzucił się naprzód, a w ślad za nim pobiegli agenci. Prefekt poznał zaraz, kto był jego wybawcą.
Był nim don Luis Perenna.
Don Luis wpadł jak piorun do pokoju, w którym szukał ucieczki Sauverand, ale dostrzegł już tylko domniemanego zbrodniarza, stojącego na oknie i z wysokości trzeciego piętra rzucającego się w przepaść...
— Tędy szuka ucieczki! — zawołał nadbiegając prefekt. — Nie dostaniemy go w takim razie żywcem.
— Ani żywego, ani umarłego, panie prefekcie — oświadczył Perenna. — Patrz pan... Oto się podnosi... Istnieją cuda dla ludzi tego rodzaju... Biegnie ku parkanowi... Zaledwie utyka...
— A moi ludzie?
— Eh, oni znajdują się na schodach i rozproszeni są po całym domu, zwabieni strzałami. Niektórzy z nich zajmują się rannymi...
— Prawdziwy demon! — mruknął prefekt. — Odegrał swą partyę po mistrzowsku!