Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

do czynienia z don Luisem Perenną, szlachcicem hiszpańskim, bohaterem z legionu cudzoziemskiego. Co się tyczy Webera, to włożywszy obie ręce w kieszenie, odszedł na podobieństwo doga, któremu nałożono kaganiec, rzucając nieprzyjacielowi spojrzenie pełne okrutnej nienawiści.
— Szczwany lis! — pomyślał don Luis. — Oto jeden z tych, którzy mi nie popuszczą przy sposobności.
Z okna ujrzał odjeżdżający samochód prefekta. Agenci również odeszli w ślad za Weberem, opuszczając zupełnie plac Palais-Bourbon. Oblężenie zostało zniesione.
— Teraz do dzieła! — rzekł sobie Perenna. — Mam już ręce wolne. Teraz odetchnę.
— Podaj mi obiad — rzekł do przywołanego lokaja — i powiedz pannie Levasseur, żeby zaraz po obiedzie do mnie przyszła.
Udał się następnie do stołowego pokoju i zasiadł przy stole. Umieścił przed sobą fotografię, pozostawioną przez prefekta i pochylony nad nią przyglądał się jej z nadzwyczajnem skupieniem.
Fotografia była nieco przyblakła, jak zwykle fotografie noszone w portfelach lub papierach, ale mimo to była jeszcze dość wyraźna. Była to podobizna młodej panny w stroju balowym, odsłaniającym nagość rąk i ramion, której głowę zdobiły kwiaty. — W oczach znać było uśmiech i radość.
— Panna Levasseur... — powtórzył kilkakrotnie. — Czy to możliwe?...
W rogu kartonu zauważył niewyraźny ślad pisma. Odcyfrował je: „Florentyna”. Najwidoczniej imię młodej panny.
— Panna Levasseur... Florentyna Levasseur... — powtarzał. — W jaki sposób fotografia ta znaleźć się mogła w notatniku Verota? I jaki związek z tą sprawą ma lektorka hrabiego rumuńskiego, którą wziąłem w spadku po nim wraz z całym domem?
Przypomniał sobie wtedy wypadek z zasuwą żelazną w kabinie telefonicznej. Przyszedł mu także na myśl artykuł z „Echo de France”, artykuł skierowany przeciw niemu i którego brulion znalazł się na podwórzu jego własnego domu.