łuje słów dopiero co wypowiedzianych i że stara się im nadać inne znaczenie.
— Zobaczymy... zobaczymy! — zawołał — Muszę jednak rzecz sprawdzić... Więc pani nie jest pewna, czy woda w tej karafce była zatruta?
— Nie... Być może...
— A jednak dopiero co...
— Przypuszczałem istotnie... ale nie!...
— Łatwo się o tem przekonać — rzekł Perenna — sięgając po karafkę.
Panna Levasseur okazała się zwinniejszą od niego. W mgnieniu oka chwyciła karafkę i jednem uderzeniem roztrzaskała ją o stół
— Co pani robi!? — zawołał rozdrażniony.
— Omyliłam się, a zatem nie warto przykładać do tego wszystkiego wagi...
Don Luis wyszedł szybko z jadalni. Zgodnie z jego rozkazem wodę do picia, podawaną na stół, czerpano z filtru, umieszczonego na samym krańcu korytarza, prowadzącego z pokojów do kuchni.
Tam właśnie pobiegł i wziąwszy filiżankę z półki odkręcił kran. Następnie, biegnąc dalej korytarzem, który skręcał w tem miejscu ku podwórzowi, przywołał bawiącego się pod stajnią pieska.
— Pij! — rzekł — podstawiając mu pod pyszczek naczynie z wodą.
Pies chętnie usłuchał rozkazu, ale zaledwie przełknął pierwszy haust, odwrócił głowę i stanął