godziną szóstą a dziewiątą wieczór, musiał ktoś wślizgnąć się do remizy i pewną część mechanizmu w samochodzie odpiłować.
— Nie rozumiem tego... nie rozumiem... — mówiła zmieszana.
— Zrozumie pani zaraz doskonale, że wspólnikiem bandytów nie może być nikt z dawnej służby, ani z świeżo najętych ludzi, że zamach nie mógł się nie udać i że udał się ponad wszelkie oczekiwanie Jest ofiara, która jednak płaci życiem za mnie!
— Niechże pan jednak wyjaśni sprawę. Pan mnie przestrasza temi niedomówieniami... Jaki wypadek?... Co się stało?...
— Samochód przewrócił się. Szofer zabity!
— Ach, co za okropność! — zawołała. — I pan przypuszcza, że ja byłabym zdolna... Ach, śmierć tego człowieka... Co za okropność!... Biedny człowiek!
Głos jej przycichł. Znalazła się twarzą w twarz wobec Perenny. Blada, chwiejąca się na nogach, przymknęła oczy i padła napoły zemdlona.
W tym właśnie momencie Perenna chwycił ją w ramiona. Chciała się uwolnić z jego objęć, ale nie starczyło jej siły. Perenna usadowił ją w fotelu, na którym siedząc, od czasu do czasu wzdychała:
— Biedny człowiek... biedny człowiek...
Podtrzymując jedną ręką z tyłu jej głowę, drugą Perenna wycierał chusteczką jej spocone czoło i blade policzki, po których zciekały obficie łzy. Musiała stracić całkowicie przytomność, gdyż nie próbowała już stawiać oporu, on zaś, stojąc następnie bez ruchu, przyglądał się z niepokojem jej ustom zazwyczaj tak czerwonym, a teraz jak gdyby zupełnie pozbawionym krwi.
Delikatnie rozchylił palcami czerwone wargi jej ust, oddzielił je od siebie tak, jak się oddziela płatki róż i oczom jego ukazały się dwa rzędy zębów, pysznych swą bielą i formą. Były one może mniejsze od zębów pani Fauville i w szersze może ujęte półkole. Czy stanowiło to jednak jaki dowód? Czy w ukąszeniu nie pozostawiłyby podobnych nacięć? Przypuszczenie to było nie
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.
— 148 —