Przez chwilę stał bez ruchu. Z góry dochodziły go echa przesuwanych przedmiotów, jakgdyby Sauverand i panna Levasseur wznosili barykadę. Z drugiego jednak końca strychu musiano otworzyć jakieś drzwiczki, gdyż uczyniło się na górze nagle jasno i Perenna, wyjrzawszy przez otwór w ścianie stodoły ujrzał, jak dwie ludzkie postacie starały się przedostać ze strychu na dach.
Wymierzył z rewolweru i strzelił, lecz nie trafił, albowiem pod wpływem obawy, iż może trafić pannę Levasseur, w chwili strzału zadrżała mu ręka... Dał następnie trzy jeszcze strzały w kierunku strychu, lecz kule odbiły się od znajdującego się tam zelaztwa. Za piątym strzałem rozległ się na górze okrzyk bolu.
Don Luis znów rzucił się ku drabinie.
Utworzona na górze barykada z rupieci opóźniła nieco jego pościg. Raniąc się o nagromadzone tam sprzęty dosięgnął wreszcie przeciwległego wyjścia ze strychu i wtedy ze zdumieniem spostrzegł, iż po przekroczeniu tego otworu z łatwością można było przedostać się na polankę, rozciągajacą się na szczycie wzgórza, o które była właśnie wsparta tylna ściana stodoły, licząca w tem miejscu około pięciu metrów wysokości.
Tędy to niezawodnie szukali ratunku jego przeciwnicy.
Perenna zszedł ze wzgórza, chcąc je obejść z obu stron, przeszukał je uważnie, co nie było rzeczą łatwą wobec tego iż teren nie był bynaj-