Zabili Morningtona, Verota i jeszcze innych... To są monstra... Ona przedewszystkiem... A gdybyś ujrzał jej oczy!...
Mówił tak cicho, że Mazeroux zaledwie go słyszał. Zdumiewała go ta rozpacz u człowieka, posiadającego taką nadzwyczajną energię i taką umiejętność panowania nad sobą.
— Wszystko to są śmiesznostki, sżefie! — zawołał Mazeroux, podnosząc się z ziemi. — Przygody z kobietami? Znam się na tem... Przechodziłem to tak samo, jak każdy inny... Pani Mazeroux... Mój Boże! Tak! Podczas nieobecności szefa ożeniłem się... Niestety! Pani Mazeroux nie jest taką kobietą, jaką być powinna. Wiele cierpiałem... Pani Mazeroux...
Podprowadził łagodnie don Luisa do samochodu i usadowił go na stopniu.
— Niechaj szef spocznie. Noc nie jest bardzo chłodna i okazyi zresztą nie zbraknie. Pierwszego chłopa, jaki nadjedzie, wyszlę do najbliższej miejscowości po to, czego potrzebujemy i po żywność także, gdyż jestem wściekle głodny. I wszystko pójdzie dobrze... Damy sobie radę z kobietami... Wystarczy wyrzucić je poza próg swego życia, o ile same nie drapną... A zatem pani Mazeroux...
Don Luisowi nigdy nie sądzonem było dowiedzieć się, co się właściwie stało z panią Mazeroux. Najgwałtowniejszy kryzys duchowy, jaki przeżywał, nie miał żadnego wpływu na jego sen. Zasnął prawie natychmiast.
Było już późno, gdy się obudził. Dopiero o godzinie siódmej rano nadjechał jakiś cyklista, przy pomocy którego udało się sprowadzić benzynę i o godzinie dziesiątej ruszono w drogę.
Don Luis, który znów odzyskał zimną krew, rzekł, zwracając się do brygadyera:
— Narobiłem masę głupstw tej nocy. Nie żałuję jednak tego. Nie, moim obowiązkiem jest wszystko uczynić, aby uratować panią Fauville i dosięgnąć właściwych zbrodniarzy. Na mnie jednego spada to zadanie i przysięgam ci, że je spełnię. Dzisiaj wieczór Florentyna nocować już będzie w więzieniu!
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.
— 173 —