nigdy przedtem. Przy śniadaniu czytałem dzienniki. Pani Fauville, którą na skutek nowego samobójczego zamachu przewieziono do szpitala i tam jeszcze usiłowała roztrzaskać sobie głowę o ścianę. Ubrano ją przemocą w kaftan bezpieczeństwa. Odmawia posiłku. Moim obowiązkiem jest ją ocalić...
— W jaki sposób?
— Oddając w ręce władz prawdziwie winnych! Uprzedziłem już sędziego śledczego i dziś wieczór przyprowadzę wam Florentynę Levasseur żywą lub umarłą...
— A Sauverand?
— Sauverand? I na niego przyjdzie kolej, o ile...
— O ile?
— O ile sam się nie załatwię z tym łotrem!
W pałacu sprawiedliwości natknęli się na dwóch reporterów, którzy przyszli tam po informacye.
Rzucili się natychmiast ku Perennie.
— Możecie panowie napisać — oświadczył im Perenna — że od dnia dzisiejszego biorę w obronę panią Fauville i że całkowicie poświęcam się jej sprawie.
Spojrzano nań ze zdumieniem. Jakto? Czyż nie on to spowodował aresztowanie pani Fauville? Czyż nie on zgromadził przeciw niej całe stosy niewzruszonych dowodów?
— Dowody te — powiedział — obalę jeden po drugim. Pani Fauville jest ofiarą nędzników, którzy uknuli przeciw niej dyabelskie machinacye. Nędzników tych będę mógł wkrótce oddać w ręce sprawiedliwości.
— Wszak zęby? Owe nacięcia zębów, czyż nie są wystarczającym dowodem?
— Przypadek. Niesłychany przypadek, który przedstawia mi się obecnie jako najbardziej przekonywujący dowód niewinności pani Fauville. Twierdzę, że gdyby pani Fauville była w stanie popełnić wszystkie te zbrodnie, to miałaby również tyle sprytu, iż nie pozostawiłaby władzom śledczym poszlaki w postaci nadgryzionego jej zębami jabłka.
— I mimo to...
— Jest niewinna! To właśnie idę oświadczyć
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.
— 175 —