właśnie o tej samej porze, a była to noc jasna i gorąca, małżonka Hipolita wyglądała oknem. Spostrzegła mnie, jestem tego pewien i poznała. Szczęście moje było tak wielkie, że nogi uginały się podemną, gdym się stamtąd oddalał. Od tej pory każdego czwartku wieczorem przechodziłem tamtędy i za każdym razem zastawałem w oknie panią Fauvilie, która w ten sposób udzielała mi tej niebiańskiej zaiste, nieoczekiwanej pociechy, że pozwalała na siebie spojrzeć z oddali.
Prędzej! Spiesz się pan! — wołał don Luis, którego podniecała ciekawość dowiedzenia się czegoś więcej. — Spiesz się pan! Mów o faktach, przedewszystkiem o faktach! Mów pan!
Nagle ogarnęła go obawa, iż nie zdąży wysłuchać tych wyjaśnień do końca i spostrzegł, że słowa Gastona Sauveranda przenikały do jego świadomości, jako coś niekoniecznie zmyślonego. Jakkolwiek starał się zwalczyć w sobie to utrwalające się coraz bardziej przekonanie, to jednak okazywało się ono silniejszem od uprzedzeń i poczęło na dobre tryumfować nad jego argumentami. Faktem jest, że w głębi swej duszy, znękanej miłością i uczuciem palącej zazdrości, przechylało się coś w kierunku ufności ku temu człowiekowi, w którym widział dotychczas jedynie wzgardzonego rywala, a który tak śmiało i otwarcie, wobec Florentyny, głosił swą miłość do pani Fauville.
— Spiesz się pan! — powtarzał. — Minuty nawet są cenne!
Sauverand potrząsnął głową.
— Nie będę się spieszył. Wszystkie me słowa, zanim zdecydowałem się je wypowiedzieć, zostały skrupulatnie zważone. Wszystkie są bezwzględnie potrzebne. Żadne nie może być stracone. Gdyż nie w faktach oderwanych znajdzie pan rozwiązanie problemu, ale w łańcuchu wszystkich wydarzeń i w relacyi jaknajszczegółowszej i prawdziwej.
— Dlaczego? Nie rozumiem...
— Ponieważ prawda ukryta jest w mej opowieści.
— Ależ ta prawda ma świadczyć o pańskiej niewinności, nieprawdaż?
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.
— 194 —