czerpany swym wysiłkiem i walką, prowadzoną już od kilku tygodni, walką, w którą daremnie włożył ogromny zapas energii, drżąc teraz i czepiając się Perenny, błagał:
— Uratuj ją pan... proszę pana o to... Pan jesteś w stanie to uczynić! Pan masz po temu wszelką możność... Nauczyłem się cenić pana, walcząc z nim tak długo... Broniło pana przeciw mnie coś więcej, aniżeli pański gieniusz. Broniło pana szczęście, które panu towarzyszy... Pan jesteś inny, niż zwykli ludzie... Słuchaj pan, sam fakt, że pan mnie nie zabiłeś odrazu, mnie, który pana prześladowałem w sposób tak okrutny, fakt, iż wysłuchałeś mej spowiedzi i że zechciałeś ocenić, jako możliwą do przyjęcia, tę prawdę niepojętą o niewinności mojej, Florentyny i pani Fauville, ależ to cud niesłychany! Zaprawdę, oczekując tu na pana, przewidziałem to wszystko. Widziałem jasno, że człowiek, który bez żadnego innego wskaźnika, oprócz głosu swojego rozumu, obwieszczał głośno, iż Marya Anna jest niewinna, że taki człowiek jedynie jest w stanie ją ocalić i że ją ocali! Ach, uratuj ją, zaklinam pana... Uratuj ją zaraz, bo Marya Anna dłużej już nad kilka dni nie wytrwa w swej męce! Jest rzeczą niemożliwą, ażeby ona żyła w więzieniu! Pan sam wie doskonale, że ona nie wytrwa dłużej! Umrze... Nic jej w tem nie przeszkodzi! A to będzie straszne, jeśli umrze... Ach, jeżeli ręka sprawiedliwości potrzebuje winnego, to gotów jestem przyznać się do wszystkich niepopełnionych zbrodni, byleby tylko Marya Anna była wolna! Uratuj ją... błagam pana... uratuj ją!
Łzy spływały po twarzy Sauveranda. I Fłorentyna zalewała się łzami, złamana we dwoje.
Perenna uczuł nagle straszliwy ból w sercu. Wiara w słowa Sauveranda opanowywała go w bardzo szybkiem tempie. Teraz dopiero nagle przeniknęła do jego świadomości. Nagle przyszedł do przekonania, że może ufać jego słowom bez żadnych zastrzeżeń i że Florentyna nie jest być może kreaturą tak odrażającą, jak to sobie miał prawo wyobrażać, lecz kobietą, której oczy nie kłamały bynajmniej i której oblicze było równie piękne, jak dusza.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.
— 204 —