Na twarzy Webera malowało się mieszane uczucie radości i niepokoju. Po raz to pierwszy miał pozwolenie, otrzymał rozkaz podjęcia walki z przeklętym don Luisem, do którego żywił zdawna złość nigdy nieukojoną. Odczuwał rozkosz tem większą, że miał wszystkie atuty w swych rękach i że don Luis, stając w obronie panny Levasseur i zatuszowując jej fotografię, sam poderwał do siebie zaufanie. Ale z drugiej strony Weber nie zapominał, że don Luisem nie był nikt inny, tylko Arseniusz Lupin we własnej osobie i na myśl o tem robiło mu się niedobrze.
— Najmniejsza nieostrożność, a będę przypieczętowany! — pomyślał.
Rozmawiając uprzejmie, złożył broń do ataku:
— Sądząc z tego, co widzę, to nie był pan w pawilonie panny Levasseur, jak to mylnie utrzymywał pański służący.
— Mój służący mówił tylko to, co mu kazałem. Byłem w swoim pokoju, na górze, chciałem jednak skończyć z tem przed zejściem na dół.
— No... i sprawa załatwiona?
— Załatwiona! Florentyna Levasseur i Gaston Sauverand są u mnie związani postronkami i zakneblowani. Pozostaje panu tylko stamtąd ich zabrać...
— Gaston Sauverand! — wykrzyknął Weber. — A więc to istotnie jego widziano wchodzącego do tego domu?
— Tak. Oto mieszkał on poprostu u panny Levasseur, której jest kochankiem.
— Ach, ach! Jest jej kochankiem! — dał się słyszeć znów wesoły okrzyk Webera.
— Tak. I kiedy brygadyer Mazeroux kazał pannie Levasseur przyjść do mego pokoju, gdzie chciałem ją zbadać zdala od służby, to Sauverand, przewidując aresztowanie swej kochanki, był tak zuchwały, iż przyszedł za nią. Chciał ją nam wydrzeć!
— I pan go „nakrył“?
— Tak.
Było rzeczą jasną, iż Weber nie wierzył w całą tę historyę. Wiedział od Desmalionsa i brygadyera Mazeroux, iż don Luis kochał Florentynę
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.
— 211 —