ów obwiniony pragnął, ażeby to, co istotnie było przedstawiło się w takiej, a nie innej formie? Ażeby oddalić od siebie wszelkie podejrzenia? Ale czyż było rzeczą nieuniknioną, aby podejrzenia te osiągnęły to, co osiągnęły?
I w głowie don Luisa powstawał cały rój pytań. Odpowiadał sobie na nie zależnie od przypadku, cytując nazwiska i słowa, jakgdyby wyjaśniały one istotną prawdę. Później znów wracał myślą do relacyi Sauveranda, jak uczeń do lekcyi, którą mu kazano powtórzyć, poddawał ją drobiazgowej analizie, krytykując oddzielnie każde zdanie.
Godziny płynęły za godzinami.
Nagle drgnął. Wydobył zegarek. Była godzina jedenasta minut czterdzieści trzy, jak to skonstatował przy świetle latarki.
— A zatem o godzinie jedenastej minut czterdzieści trzy wieczorem przeniknąłem ciemności... — mruknął.
Starał się zapanować nad wzruszeniem, ale było ono zbyt wielkie. Łzy trysnęły mu z oczu, tak dalece jego system nerwowy został wstrząśnięty ostatnią seryą przygód. Nagle dostrzegł istotnie straszliwą prawdę, dostrzegł ją tak, jak się dostrzega krajobraz nocny w świetle nagłej błyskawicy.
Najbardziej wstrząsają duszą człowieka tego rodzaju przebłyski, które zjawiają się nagle wśród ciemności, wśród których się kroczy po omacku i z któremi długo się walczy. Wyczerpany wysiłkiem fizycznym i głodem, który już zaczynał mu doskwierać, został tak głęboko wstrząśnięty najświeższemi przeżyciami, iż nie chcąc się już ani chwili dłużej zastanawiać nad powstającemi w jego umyśle pytaniami, starał się usnąć, a raczej tak pogrążyć się we śnie, jak się pogrąża człowiek w ożywczej kąpieli.
Gdy obudził się wczesnym rankiem, wypoczęty, mimo niewygodnego legowiska, zadrżał na wspomnienie zaakceptowanej przez siebie w dniu poprzednim hypotezy i instynktownie był skłonny podać ją w wątpliwość. Nie starczyło mu jednak na to poprostu czasu. Wszystkie zdobyte już w poprzednich rozmyślaniach przypuszczenia wyprze-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.
— 224 —