Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
—   225   —

dzały myśl jego i przekształcały się natychmiast z hypotezy w tego rodzaju pewność, że kontrolowanie jej byłoby wprost szaleństwem. Tak jest, a nie inaczej! Jak to był przeczuł, prawda tkwiła w słowach Sauveranda! Nie pomylił się zatem, mówiąc brygadyerowi Mazeroux, że sposób ukazywania się tajemniczych listów Fauville’a wprowadził go na drogę wykrycia prawdy...
A prawda ta była straszna!
Wpatrując się w nią oczami duszy, doznawał takiego samego uczucia strachu, jakie było udziałem inspektora Verota wówczas, gdy już dręczony przez truciznę, bełkotał:
— Ach, boję się... Lękam się!... Wszystko to jest skombinowane w sposób tak szatański!...
— Tak, szatański, istotnie!... — I don Luis zdrętwiał wobec rewelacyi tak ohydnej zbrodni, iż zdawało się, że było rzeczą niemożliwą, aby koncepcya jej mogła była powstać w mózgu człowieka!
Jeszcze dwie godziny poświęcił na wysiłek myśli, celem rozejrzenia się w położeniu pod każdym względem. Co się tyczy rozwiązania zagadki, to nie niepokoił się tem zbytnio, albowiem, będąc teraz panem strasznej tajemnicy, potrzebował tylko uwolnić się z tego więzienia i udać się na czaty na bulwar Suchet, gdzie wobec wszystkich wyjaśni tajemnicę zbrodni. Gdy jednak, chcąc uczynić próbę ucieczki, zwrócił się ku podziemiom i znalazł się na najwyższym stopniu, to jest na poziomie swego buduaru, usłyszał poprzez klapę podokienną głosy znajdujących się tam osób.
— Do dyabła! — zaklął. — Sprawa się komplikuje. Chcąc ujść zbirom policyjnym, trzeba się stąd wydostać, a oto, conajmniej, jedno wyjście jest zakazane. Pozostaje drugie...
Zszedł ku apartamentom Florentyny i wprowadził w ruch mechanizm klapy. Część ściany odsunęła się z łatwością. Naglony głodem, w nadziei, iż znajdzie coś do zjedzenia, co pozwoli mu przetrzymać oblężenie, miał już przebiedz alkowę i wyjść poza firanki, gdy nagle powstrzymały go od tego zamiaru jakieś głosy. Ktoś wszedł do przyległego pokoju.